STAR
CROSSED
CZĘŚĆ II
CZĘŚĆ II
Historia
ta rozegrała się w Londynie ponad sto lat temu. To, co się wydarzyło w grudniu 1903
roku na zawsze odmieniło losy niektórych osób. W tłumie ludzi współczesności na
pewno znalazłby się ktoś, kto powiedziałby, że to wszystko tylko dla sztuki,
ale czy aby na pewno ma rację? Malarze, którzy postawili zwykłą dziewczynę w
dość niemoralnej sytuacji dla swojego dzieła… Jak to brzmi? Dość frywolnie i
prowokacyjnie, biorąc pod uwagę te realia wczesnych lat XX wieku. To błędne
rozumowanie, bowiem ich sytuacja miała zupełnie inne, o wiele głębsze podłoże,
niż ludziom mogłoby się wydawać. Nie było to jedynie głupie przeżycie,
otwierające przed zwykłymi śmiertelnikami świat nurtu, zwanego secesją. Nie
chodziło jedynie o dzieło, jakie stanowiło najpiękniejszą pamiątkę po
działalności wielkich artystów. Oni mieli zupełnie inną wizję wszechświata –
gdy losy ludzi się krzyżują, wtedy następuje coś, co ich odmienia. Oni to
dostrzegli.
Ich dwoje i ona.
Star
crossed – to
właśnie na kartach ich historii spoczywa ta opowieść. I wciąż będzie. Nigdy nie
umrze.
* * *
Dwie zakapturzone
postacie podążały uliczkami Londynu. Zamiast śniegu padał deszcz, co sprawiało,
że każdemu odechciewało się żyć. Ich płaszcze smętnie wlokły się po błocie, a
buty głucho kroczyły, rozchlapując przy okazji uliczną breję na wszystkie
strony. Nie oglądali się za siebie ani też nie patrzyli prosto. Szli
przygarbieni i jakby nieobecni. Po jakimś czasie niespodziewanie weszli na
schody prowadzące do jednego z zapuszczonych i wydających się ziać pustką
sklepów, znikając w jego wnętrzu.
Na pierwszy rzut
oka wydawało się być ono opuszczone. Ale to tylko pozory. Co prawda, było tu
sporo kurzu i gdzie niegdzie walały się jakieś stare rupiecie, lecz poza tym,
było tu całkiem przytulnie. Na półkach, które ciągnęły się od podłogi aż do
sufitu ustawione były najrozmaitsze puszki, fiolki i przybory, z których każda
miała nalepkę z własnoręcznie wypisaną nazwą, zastosowaniem i innymi tego typu
rzeczami. Natomiast na zakurzonej i zdecydowanie zniszczonej przez czas ladzie
spał młody chłopak.
– Sai, to my. –
rzekł jeden z przybyszów, zdejmując z głowy kaptur.
Okazał się on być
wysokim, smukłym mężczyzną o kruczoczarnych włosach i dwóch czarnych dziurach
zamiast oczu. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie zniecierpliwienia.
Przewrócił oczami i podszedł do lady, pukając w nią donośnie.
– Sai, do cholery!
– wrzasnął drugi z przybyłych, który w miedzy czasie zdążył pozbyć się swojego
okrycia i energicznie podbiec do mężczyzn. Śpiący chłopak otworzył swoje
powieki i spojrzał po nich z wyrzutem.
– Czego chcecie? –
warknął ospale i poniósł się z niezadowoleniem. Jego hebanowe włosy były
jeszcze bardziej rozczochrane niż zazwyczaj.
– Tego, co zawsze.
Daj nam farby, ty niedouczony ścierwojadzie! – burknął poirytowany brunet.
Chłopak za kontuarem przewrócił leniwie swoimi oczętami, ignorując kompletnie
narastający gniew swoich klientów. Przecież byli jego stałymi nabywcami nowych
artykułów malarskich, to właśnie oni odwiedzali jego sklepik najczęściej i
czego się spodziewają? Ludzie się przecież ot tak się nie zmieniają, co to, to
nie.
– Nowa obelga, słyszę…
– mruknął Sai, przeczesując bladymi dłońmi rozczochrane kosmyki swych kruczych
włosów.
– Nie prowokuj
mnie – odpowiedział bezlitosnym głosem czarnooki.
– Dobrze, dobrze.
Już – załagodził sytuację młody sprzedawca. – Jakich tym razem kolorków nasi wielcy
artyści potrzebują?
Tym razem do lady
podszedł drugi klient owego sklepu, wierny towarzysz zdenerwowanego zachowaniem
Saia bruneta. Okazał się być nim młody mężczyzna o wielkich, lazurowych
oczętach, które spokojnie lustrowały otaczającego go środowisko. W jego
roześmianych tęczówkach tlił się optymizm, którym był w stanie zarazić każdego
– nawet w tak ponury dzień. Jego wygląd także charakteryzował się krzaczastymi,
blond włosami – wiecznie rozczochranymi, na których panował ten wszystkim znany
artystyczny nieład.
O ironio, tak się
stało, że jasnowłosy właśnie był artystą! Brunet także. Obaj byli pasjonatami
malarstwa i nic nie mogło ich zniechęcić do tego zajęcia. Nic. Nie było na
ziemi takiej siły, która mogłaby wyrwać z ich dłoni drewniane pędzle, puste,
wyblakłe płótna oraz marzenia o wielkiej sławie i karierze.
– Ecru… to na
pewno, nie? – zaczął blondyn, a gdy uzyskał potwierdzenie od czarnookiego,
dodał – Może coś jak głębia oceanu? Masz coś takiego?
– Czyżby chodziło
ci o granatowy? – zachichotał Sai.
– Mniej więcej.
– Dobrze, coś
jeszcze? – zapytał, idąc pod regał z farbami.
– Może jakiś
ciemniejszy odcień brązu? – zaproponował brunet, siadając na ladzie.
– Taki żeś mądry,
tak? Taki żeś mądry?! A po cholerę nam brązowy?! Zapomniałeś, że nie posiadamy w
ogóle pieniędzy, nawet najnędzniejszej, najdrobniejszej monety? – wybuchnął ten
mniej rozgarnięty.
– Jak to nie? A
Hyuga? – zdziwił się brunet.
– Słucham,
czyżbyście mówili o nas? – usłyszeli rozbawiony głos tuż przy drzwiach. Wszyscy,
jak na zawołanie odwrócili głowy w stronę drzwi. Do sklepiku właśnie wkroczyła
para. I to wcale nie taka pospolita.
On – w cylindrze i
czarnym, matowym płaszczu. Z drogą, drewnianą laską w dłoni, ozdobioną metalową
głowicą u góry. Spod płaszcza przebłyskiwała brunatna marynarka, wykonana z
kosztownego, aksamitnego materiału, tego samego, co spodnie. Dość wysoki i
dobrze zbudowany, ukłonił się sprzedawcy oraz dwóm artystom. Po jego ramionach
swobodnie spływały długie kosmyki kasztanowych, prostych włosów. Jego oczy –
śnieżnobiałe, cechujące się brakiem źrenic – spoglądały na nich przyjaźnie.
Ona – elegancka szatynka
w pięknej, pudrowo-różowej sukni, sięgającej drewnianej terakoty sklepiku
malarskiego. Trzymała białookiego zawzięcie za rękę, unosząc kąciki ust ku
górze. Jej roześmiana, drobna twarzyczka charakteryzowała się wielkimi, pełnymi
życia czekoladowymi oczętami, które zdawały się wypełniać jej towarzysza
szczęściem. Jej włosy upięte były w fikuśne, prześmieszne koczki na samej górze
głowy. Ludzie patrzyli na jej fryzurę z podziwem oraz zadziwieniem – nie
spotykało się na ulicach Londynu wielu takich dam, które zezwalały na
wkroczenie kultury wschodu w ich styl.
Brunet, siedzący
na ladzie nie wydawał się być zdziwiony ich nagłym przyjściem, w
przeciwieństwie do blondyna, którego przybycie Hyugi z brązowowłosą mocno
zaskoczyło.
– Dawno się już
nie spotkaliśmy, panie Uzumaki… panie Uchiha… – rzekł szatyn, zdejmując swój
cylinder.
– Zaprawdę, zbyt
dawno – skomentowała jego towarzyszka, śmiejąc się uroczo.
Błękitnooki
chłopak wymienił znaczące spojrzenie ze swoim przyjacielem, siedzącym na
kontuarze Saia.
– Neji, doprawdy,
przyjaźnimy się! – parsknął blondyn. – Nasza znajomość naprawdę trwa już kopę
lat, mógłbyś przynajmniej nie zapominać swych dawnych przyjaciół…
– Myślę, że
człowiek tak bystry, jak ty, nie byłby w stanie o nas nie pamiętać – odparł
spokojnie czarnooki.
– Wybaczcie,
Sasuke, Naruto… – odpowiedział zakłopotany Hyuga. – Cóż, to wszystko przez te
wielkie zmiany…
Jasnowłosy zdawał
się gubić w słowach mężczyzny.
– Sześć miesięcy i
już zaznałeś smak wielkich zmian? – spytał, unosząc brew ku górze. – Jak można
zmienić swe życie w ciągu półrocza?
Brunet zaśmiał się
subtelnie i uśmiechnął się w kierunku pary.
– Coś mówi mej
podświadomości oraz intuicji, że owe zmiany mają zdecydowany związek z Tenten…
– mruknął Uchiha.
– Mój drogi,
intuicję to posiada płeć piękna – rzekł Sai, śmiejąc się.
– O nie, mój
przyjaciel zaraz przeistoczy się w swoją wewnętrzną damę! Jak ja będę
pracował?! – rozpaczał z teatralną, udawaną dramaturgią Uzumaki. – Czyżby nie było mi dane zaznać długiego żywota,
spędzonego u boku mego przyjaciela-malarza? Dlaczegoż, Boże, tak bardzo mnie
karać?! Czyżby karygodne były me starania?!
Brunet spojrzał na
artystę spode łba, z zaciętą miną. Jego sine usta wykrzywiły się w prostą
niemal linię.
– Doprawdy, po raz
pierwszy dochodzą mnie słuchy o tym, iż rzekomo przeistaczam się w niewiastę –
odburknął Sasuke. W tonie jego głosu odczuwało się wyraźną irytacje oraz
sarkazm.
Mimo to, Naruto
nie przejął się zbytnio cynizmem przyjaciela, a wręcz przeciwnie – uśmiechnął
się do niego, puszczając jego słowa mimo uszy.
– Doskonale ci
wiadomo, że nie chadza w Londynie malarz, który swym ekscentryzmem dorównał ci
umiejętnościami oraz siłą imaginacji – powiedział radośnie. – Ale przejdźmy
może do spraw Nejiego. Zdaję mi się, czyżby mój drogi przyjaciel miał rację w
swych stwierdzeniach?
– Ci artyści… –
powiedziała rozmarzona Tenten, nie puszczając dłoni Hyugi. – Waszych dusz nie
da się omamić byle kłamstwem.
Białooki objął swą
żonę ramieniem.
– Co racją było,
racją pozostało – rzekł Neji. – Cóż to były za miesiące… Nie uwierzycie mi
zapewne na słowo, gdyż i ja sam w to nie wierzę! Mnie i moją żonę spotkał cud…
Blondyn sprawiał
wrażenie mocno zszokowanego. Nie zamierzał nawet kryć swego zdziwienia.
– Wybacz, że ci
przerwę… ale ty zostałeś mężem?! Od kiedy? Gdzie? Któż ci na to zezwolił?!
Czemuż to my niczego nie wiemy?
Saia i Sasuke
rozbawił ten potok niekończących się, pełnych niedowierzenia pytań Uzumakiego.
– Naruto,
przyjacielu… – zaczął brunet na kontuarze. Jego poza wciąż pozostawała
niezmienna. – To przecież była sprawa dosyć oczywista. Tenten już od samych
początków porwała serce naszego panicza z rodu Hyuga…
Uzumaki nie
zamierzał jednak się uspokajać. Neji zniweczył jego tok myślenia, zaburzył
światopogląd. Dla niego młody spadkobierca linii bocznej tak znanej i
szanowanej familii nigdy nie wyglądał na takiego, co by się gonił zawzięcie na
pannami. Sądził, że z biegiem czasu przyjdzie taki moment, chwila w jego życiu,
kiedy wraz z Sasuke będzie musiał wspomóc swego starszego o rok znajomego w
życiu miłosnym. W każdym razie, Naruto nie spodziewał się takiego gwałtownego,
szybkiego ruchu ze strony syna Hizashiego.
– Ależ to Neji!
Wybacz, mój drogi, ale nie sądziłem, że ktoś taki, jak ty, raczy oddać swe
serce komuś innemu… i to płci pięknej – palnął prosto, bez jakiegokolwiek
zawahania.
Bezcennym widokiem
w tamtym momencie była mina młodego bogacza. Nie zamierzał jednak komentować
wypowiedzi blondyna. Tymczasem, jego małżonka zaśmiała się tylko subtelnie,
niczym prawdziwa, wychowana dama.
– Naruto… ja to
wiem – odparł po chwili Neji. – Ale Tenten odmieniła moją egzystencję, mój byt…
Dla osób, które się kocha warto podejmować się próby zmiany na lepsze.
– Cóż, cieszę się,
że udało ci się. I to jeszcze w tak młodym wieku… O starość się nie musisz
martwić – mruknął Uchiha, uśmiechając się szczerze.
Cała irytacja,
jaka wcześniej się w nim znajdowała, znalazła swój upust. Od bruneta biła teraz
ciepła aura, przyciągająca i magnetyczna, którą zarażał ludzi, znajdujących się
wokół niego.
– Sasuke, mój
drogi… Mógłbyś okazać mi tę łaskę i zejść z mojego kontuaru? – zapytał lekko
zniecierpliwiony Sai, patrząc na czarnookiego spode łba. – Taki artysta jak ty
powinien wiedzieć, jaki mebel służy do siedzenia. Nie jest nim moja lada, wiesz
o tym, prawda?
Brunet pokręcił
przecząco głową, a nonszalancki, łobuzerski uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Sprzedawca wywrócił tylko oczami – jak tu przemówił do malarza, który żył we
własnym świecie i własnymi regułami? Dla takiego człowieka, który na co dzień
obcował ze sztuką, stół prawdopodobnie służył do siedzenia, a sufit zapewne
mógłby być podłogą.
Sai poddał się. A niech sobie już siedzi, burknął w
myślach.
– To powiedz
chociaż, cóż takiego się stało? – zapytał właściciel zapuszczonego sklepiku. –
Co daje ci tak wielki powód do świętowania?
– Ja i moja
małżonka spodziewamy się dziecka… – odpowiedział przeszczęśliwy Neji.
Kolejna, szokująca
dla Naruto wieść.
– Czy tobie zależy
na tym, bym ja na atak serca padł przed tobą niczym trup?!
Teraz już wszyscy
bez krępacji śmiali się z Uzumakiego. Ale jemu to nie przeszkadzało – on, dusza
otaczającego go towarzystwa, miałby się przejąć? Zbyt wielki optymizm od niego
bił. Jednym słowem, radosny chłopiec.
– Pogratulowałbyś
szczęścia młodej parze! – oburzył się żartobliwie Sasuke.
– Przecież to
oczywiste, że im pogratuluję! – odgryzł się Naruto. – Aczkolwiek, bardzo dziwi
mnie ten przebieg wydarzeń… ale… skoro Nejiemu szczęście dopisało… to może mnie
też coś ciekawego spotka?! O losie, o Boże, podaruj mi talent i sławę malarza,
i miłość kobiety, i pięknej duszą i ciałem!
– Doprawdy, chcesz
zaznać przygody?
Błękitnooki
odwrócił się w stronę Sasuke.
– W życiu
potrzebne są barwne doświadczenia – odrzekł blondyn. – Zwłaszcza dla artystów.
Uchiha uśmiechnął
się i wywrócił oczami w kierunku przyjaciela. Natychmiast przypomniał sobie, że
Sai z przygotowanymi farbami czeka na zapłatę. Naprawdę, cieszył się w duchu,
że znał tego chłopaka. Rzadko spotykało się, by nastolatek posiadał tak wielką
inicjatywę do tego, by otworzyć własny biznes. A on zrobił to z pasji do
malarstwa – kochał sztukę i chciał przy niej trwać, jak prawdziwy pasjonat i
artysta. Sasuke podziwiał pracę i zaangażowanie czarnowłosego sprzedawcy. Sam
przez całe życie musiał budować wszystko własnymi siłami. Naprawdę, godna
poszanowania była praca Saia.
– Ile nas to
będzie kosztować? – zapytał ciemnooki, spoglądając na kolegę, liczącego sumę
zakupów malarzy.
– Jak zejdziesz z
kontuaru, to ci odpowiem, przyjacielu.
Sasuke wywrócił
oczami, ale posłusznie zszedł z lady. W tym samym czasie, do Saia podeszli
Naruto oraz Neji wraz Tenten.
– Nie musisz tym
razem specjalnie dawać nam zniżki – powiedział Uchiha. – Teraz to Hyuga nam
fundują przybory oraz artykuły malarskie. A wszyscy dobrze wiemy, jak bardzo
dobroduszny jesteś i jak często zaniżałeś dla nas ceny…
– Jesteście
stałymi klientami – mruknął chłopak za ladą. – Takich ludzi się docenia. Równie
dobrze, moglibyście zaopatrzać się w bardziej profesjonalne materiały u innych
znawców sztuki. W Londynie od groma takich person.
Uzumaki
natychmiast zaczął sprzecznie kręcić głową. Kompletnie nie zgadzał się z tezą
Saia.
– Nie rozumiesz,
że jesteś najlepszy? – burknął blondyn. – Mój drogi, nie znam lepszego sklepu z
tak wysokiej klasy artykułami. A przy tym, zawsze ciepło witasz swą klientelę.
W centralnej części Londynu nie odnajdziesz takiej sympatyczności u sprzedawców
i właścicieli, co tu.
– Zgadzam się z
przedmówcą – odrzekł Sasuke. – Wiele już w Londynie zwiedziliśmy, można
stwierdzić, że znamy metropolię tego miasta, niczym własną kieszeń…
– Mój wuj też
posiadał taki sklepik – wtrąciła Tenten. – Jego samego też irytowała atmosfera
w Londynie. Ludzie stali się ostatnio tacy nieprzyjemni wobec siebie… To nie do
zniesienia, człowiek powinien być dla człowieka, a nie dla siebie…
Sai dyskretnie
pokazał kartkę ze swoimi obliczeniami młodemu Hyudze i uśmiechnął się lekko.
Neji bez wahania wyciągnął pieniądze i nawet ich nie licząc, wręczył je
chłopakowi. Czarnowłosy zaczął je wertować i nagle, z powiększonymi tęczówkami,
wbił pełne zdziwienia spojrzenie w szatyna.
– Za dużo –
stwierdził. – Zdecydowanie. Toż to cena za piętnaście tubek farb i komplet
drewnianych pędzli. Ja naprawdę nie jestem w stanie tyle przyjąć. Niestety, ale
nie.
– To za naszych
artystów – wytłumaczył bogacz. – Powiedzmy, że to akt wdzięczności od nas z
nadwyżką. Nie akceptuję żadnych sprzeciwów z pana strony.
Uśmiech chłopaka
poszerzał się, a on sam schował pieniądze. Dawno nikt tak miło go nie
potraktował. Znienacka, przypomniała mu się plotka, którą musiał opowiedzieć
zaprzyjaźnionym artystom. Musiał, to nie mogło ich ominąć.
– Ach, Sasuke…
Naruto… słyszeliście, cóż to za osobistość zaszczyciła Londyn swą obecnością? –
spytał Sai, opierając się łokciem o kontuar.
Uzumaki i Uchiha
wymienili spojrzenia i jednocześnie pokręcili przecząco głową.
– Nic nam nie
wiadomo… – zaczął błękitnooki.
– Podobnież do
naszej dzielnicy przyjechała panna z Irlandii, wprawdzie pochodząca z tej
niższej klasy społecznej, aczkolwiek… – w tym miejscu sprzedawca ściszył głos –
wielu artystów już ozdobiło płótno jej osobą… Muza niejednego malarza, urodzona
modelka.
– Po czym to
stwierdzasz, Sai, skoro nigdy jej zapewne na oczy nie widziałeś? – spytał się
Sasuke, unosząc kpiąco brwi ku górze.
– Po plotkach,
które są tak interesujące, iż trzeba je sprawdzić – stwierdził. – Podobno
dziewczyna ta cechuje się nienaturalnym włosami… Hyuga ją znają, prawdopodobnie
jeszcze dziś stanie się guwernantką najmłodszej panienki, Hanabi.
Neji spojrzał się
ze zdziwieniem na właściciela.
– Czyżbyś mówił o
Haruno? – spytał młody spadkobierca. – Sakurze Haruno, siedemnastoletniej pannie,
mieszkającej całe życie w Irlandii, która stara się o posadę nauczycielki u
wuja Hiashiego i cioteczki Yumi?
– Pojęcia nie mam,
po nazwisku wam nie rozpoznam – mruknął. – Wiem tylko tyle, że powinniście,
jako artyści, ją wyłapać. Może odmieni wasze życia i stanie się waszą muzą…
modelką?
* * *
Tymczasem, w
wielkiej posiadłości Hyuga panowała kompletna cisza. Głowa rodu, wraz z żoną
obecnie przesiadywała w bawialni, przy ciepłodajnym kominku. Co jakiś czas
słychać było krzątaninę służby, odbijającą się echem po całym pałacu. Jedna ze pokojowych pani domu, Yumi Hyugi
wkroczyła po cichu do salonu i postawiła przed nią tacę z herbatą, mówiąc:
– Proszę Pani,
jakaś dziewczyna przyszła i twierdzi, że do Państwa.
– Przedstawiła
się? – zapytała kobieta, odkładając swoją robótkę obok filiżanek.
– Tak … niech
sobie przypomnę… Haruno? Tak, na pewno. – wydukała.
– O – ożywił się
Hiashi. – Nareszcie. Przyprowadź ja tutaj. Natychmiast.
Kobieta posłusznie
się oddaliła, starannie zamykając za sobą drzwi.
Nie długo później
ponownie zapukała, a usłyszawszy pozwolenie na wejście, wkroczyła,
przytrzymując drzwi gościowi domu. Osóbka ostrożnie wkroczyła do wnętrza, a jej
obcasy wybiły zmysłowy, typowo kobiecy stukot. Yumi obdarzyła ją surowym
spojrzeniem, starając się wyłapać jak najwięcej detali, dotyczących jej
zewnętrznej powłoki.
Dziewczyna ta była
młoda. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Jej postać była smukła i
wydawać się mogło, że krucha. Ubrana w niedrogą suknię, w bławatkowym odcieniu,
z wyszukanym, wzorem tych kwiatów, pobłyskującym przy każdym ruchu dziewczyny. Sięgała
nie dalej, jak do kostek, odsłaniając jej czarne, wiązane buty, na obcasie,
lekko umorusane zimowym błotem. Na czubku głowy miała ciemno – niebieski,
dziewczęcy kapelusik, ozdobiony czarną siateczką. Bardzo elegancki dodatek. Jednak
nie to było ważne. Bowiem zdziwione oczy państwa domu przykuła twarz
dziewczyny.
Twarz, blado –
trupia. O obojętnym, aczkolwiek uległym wyrazie. Ostre rysy dodawały uroku
całości. Jej włosy, w kolorze fuksji, długie do pasa, zaplecione w niedbałego
warkocza zwanego kłosem. Oczy, irytująco kontrastujące z włosami, w kolorze
pistacjowym. O zimnym i obojętnym odcieniu. Ponętne, malinowe usta zacisnęła w linijkę.
Opuściła ręce wzdłuż ciała, pokazując szczupłe nadgarstki i delikatne dłonie z
długimi, smukłymi palcami. Czekała w milczeniu na pierwsze słowa jej
prawdopodobnych pracodawców.
Pierwsza zaczęła
Yumi.
– Więc, może byś
się nam przedstawiła?
– Wypadałoby. –
dodał Hiashi.
Minęła dłuższa
chwila, nim różowowłosa odezwała się cicho.
– Nazywam się
Sakura Haruno. Zgłosiłam się do państwa, z ogłoszenia. Podobno szukają państwo
guwernantki.
– Tak, to prawda.
– odezwał się pan domu. – I pani sądzi, że się nada?
– Śmiem twierdzić,
że owszem. Ukończyłam podstawową edukację z wysokimi wynikami i sama miałam
guwernantkę, która nauczyła mnie wszystkiego, co potrzebne kobiecie w
dzisiejszym świecie, a także całej użytecznej wiedzy, która sprawia, że można
nazywać mnie kobietą inteligentną.
– Rozumiem. – powiedziała
kobieta i wskazała fotel obok siebie. – Powiedz nam jeszcze, skąd jesteś?
– Więc, pochodzę z
Irlandii. Urodziłam się w nadmorskim mieście Bray, w hrabstwie Wicklow. Moi
rodzice są lekarzami i z powodu lepszych zarobków przenieśliśmy się z Bray do
Londynu. – odparła Sakura i posłusznie usiadła, dziękując jej skinieniem głowy.
– Lekarze,
powiadasz? – mruknęła. – Zawsze byłam pełna podziwu dla kobiet lekarzy. A ty,
co o tym sądzisz?
– Ja również
zawsze byłam bardzo dumna, nazywając się córką takiej matki. – stwierdziła
dziwnie przygnębiona Haruno.
– No cóż, wydajesz
się być inteligentną i ułożoną dziewczyną – wtrącił mężczyzna, uważnie
przyglądając się różowowłosej.
– To prawda. –
dodała jego żona, wstając.
Różowowłosa
również wstała. Jej twarz nadal pozostawała w profesjonalnie ułożonym spokoju,
jednak oczy zdradzały obawę utraty na wejście do lepszego świata. Państwo Hyuga
uśmiechnęli się do siebie niewinnie.
– Posiadasz
wszystko, co powinna posiadać guwernantka naszej ukochanej córki – zaczął
brązowowłosy, podając jej dłoń, którą delikatnie ucałował – więc nie widzę
przeciwwskazań dla tego, by cię na nią przyjąć.
– Witamy cię w
naszych progach, Sakuro. – dodała kobieta, uśmiechając się szczerzej.
***
Późniejszym
popołudniem, nad dotąd zasnutym mgłą i deszczem Londynem wyszło delikatne, tak
bardzo upragnione słońce. Świat od razu wydawał się żywszy i piękniejszy, co jednak
nie wszystkich cieszyło do końca.
W pięknej
posiadłości rodu Hyuga pewna mała dziewczynka wściekała się na cały świat z byle
zachcianki. Mała złośnica od rana doprowadzała wszystkich do szału swoją
arogancją i humorami. Właśnie miotała się po swojej ogromnej komnacie, gdy do
jej drzwi ktoś zapukał.
– Co? – warknęła
lodowato, odwracając nerwowo głowę w stronę wejścia.
Niemalże
natychmiast, do pokoju wkroczyły dwie kobiety, czyli Sakura Haruno oraz matka
owej złośnicy, Yumi.
– Wyrażaj się,
młoda damo. – syknęła starsza z kobiet.
– Będę robiła, co
będę chciała. – rzekła zuchwale dziewczynka, podchodząc pośpiesznie do przybyszek
– Co to za jedna? – wskazała palcem na różowowłosą.
– To jest twoja
nowa nauczycielka, Sakura Haruno. – powiedziała rzeczowo matka, a następnie
zwróciła się bezpośrednio do guwernantki – Proszę, Sakuro, pozwól że zapoznam
cię z moją młodszą córką, Hanabi. To ją weźmiesz pod swoje skrzydła.
– Bardzo mi miło,
panienko Hanabi. – rzekła przyjacielskim tonem młoda Haruno, witając się z nią
arcy eleganckim skinieniem głowy.
– To ma być ona? –
wrzasnęła dziewczynka. – Myślałam, że będzie ktoś z większym doświadczeniem
zawodowym, a nie jakaś byle panienka z ulicy.
– Potraktuję to
jako komplement. – odparowała dziewczyna.
– Czy wzbudzę w
was oburzenie, jeżeli w tej chwili się usunę? Chcielibyśmy z mężem, żebyście
się lepiej poznały i zdaje się, że ani on, ani ja nie jesteśmy wam do tego
potrzebni. – powiedziała Yumi na jednym tchu, uśmiechając się przepraszająco i
opuszczając pomieszczenie.
Przez chwilę
trwało nieznaczne milczenie. Obydwie były równie skrępowane i zażenowane obecną
sytuacją. W końcu różowowłosa odważyła się podejść do stolika, przy którym były
dwa krzesła, kałamarz z gęsim piórem oraz parę arkuszy papieru. Gdy szła, po pokoju rozchodził się ten sam
rytmiczny stukot, co w salonie. Najmłodszą członkinię z Hyugów tak bardzo
urzekł ten dźwięk, że nagle straciła cały swój tupet i złość. Stała jak
zaczarowana i wpatrywała się swoimi śnieżno białymi oczami w nową dla niej,
intrygującą postać.
– Usiądź proszę. –
odezwała się Haruno, nawet nie obrzucając ją spojrzeniem.
Dziewczynka, jak
gdyby zaczarowana melodią jej głosu podeszła posłusznie i usiadała na
równoległym krześle. Tymczasem, różowowłosa notowała coś pośpiesznie na kartce
drogiego papieru bardzo chaotycznym aczkolwiek pięknym pismem.
– Co piszesz…
Haruno? – zapytała nieśmiało dziewczynka. Kobieta nie przerywając pisania, podniosła
na nią wzrok.
– Piszę co już
umiesz i co jeszcze powinnaś. – wyjaśniła powoli. – Gdy twoja matka prowadziła
mnie tutaj, wyjaśniła mi bardzo dokładnie, czego do tej pory się uczyłaś. Z
całym szacunkiem dla ciebie i twoich poprzednich nauczycielek, ale wygląda na
to, że nie nauczyłaś się dotąd niczego szczególnego, tym bardziej ci w
późniejszym życiu nie potrzebnego chociażby do pochwalenia się wiedzą.
Doprawdy, nie rozumiem… na co młodej panience matematyczne twierdzenia greckich
filozofów, budowa silnika i inne takie?
– Zawsze to matuli
powtarzałam, ale mnie nie słuchała. I tak naprawdę, to nadal nie umiem niczego
poza czytaniem, pisaniem i liczeniem na liczydle. – wyznała zawstydzona Hanabi.
Różowowłosa uśmiechnęła się na to ciepło.
– I właśnie
dlatego tu jestem.
Zanim Sakura
skończyła notować i rozmawiać z dziewczynką nastał już wieczór. Wyjątkowo
mroźny, więc cała służba tego jakże ogromnego pałacu została postawiona w
gotowości godnej wojska. Kazano rozpalić kominki w całej rezydencji, nawet w nieużywanych
pokojach, bibliotece i pomieszczeniu dla sług. Rezydencja Hyugów powoli
napełniała się ciepłem.
– Haruno? – zagadnęła
dziewczynka, kiedy schodziły po schodach na kolację.
– Tak?
– Powiedz mi
proszę, czego się będę uczyć? Jestem bardzo zaintrygowana twoją postawą wobec moich
wcześniejszych nauczycieli. Nikt nigdy nie przedstawił mi nauki w taki sposób.
– Ech… –
westchnęła – Przede wszystkim nauczę cię kaligrafowania. Kobietę poznaje się po
charakterze pisma. Nauczymy się również gry na paru instrumentach, jak harfa,
skrzypce czy fortepian. Ponadto koniecznie wprawimy cię w tańcu, ponieważ cóż
to za dama, która nie umie tańczyć?
– Naprawdę? –zapiszczała
szczęśliwa brunetka – Zawsze chciałam tańczyć tak jak Hinata–san. Ona pięknie
tańczy i gra nawet na wiolonczeli. Do tego ślicznie śpiewa i maluje. Mam
nadzieję, że kiedyś jej dorównam.
– Kto to jest Hinata–san?
– To moja starsza
siostra. – wyjaśniła pośpiesznie białooka. – Zaraz ją poznasz.
I rzeczywiście. W
czasie gdy wymieniały pomiędzy sobą te zdania, wkroczyły do jednego z
najprzestronniejszych i najbogaciej zdobionych pomieszczeń w całym pałacyku –
jadalni. Różowowłosą uderzył wręcz przepych i rozmach, jaki było widać po tej
komnacie. Wielki żyrandol ozdobiony setkami większych i mniejszych kryształków
górował nad ich głowami. Jednak mimo, że był tak ogromny zdawał się być kruchszy
od powoli zanikającej pewności siebie Haruno.
– Och – zaczął
zupełnie jej obcy mężczyzna, siedzący przy wielkim stole wraz z innymi, również
nieznanymi jej personami. – Któż to, mój drogi Neji? Cóż to za piękna zjawa,
nawiedziła wasz dom… Ta niewiasta nie może być prawdziwa, przyprawia moje serce
o szybszy ton. Oświeć nas.
– Ach, przepraszam
was, mości panowie. – zachichotał nerwowo brunet – Przedstawiam wam, Sakurę
Haruno. To nowa guwernantka mojej kuzyneczki Hanabi. Zamieszka z nami i weźmie
pod swoje skrzydła wiedzę naszej najmłodszej członkini.
– Guwernantka? Tak
młoda? – zdziwił się jeszcze inny mężczyzna.
Gdy różowowłosa
przeniosła na niego wzrok… nagle poczuła, że zapomniała jak się nazywa. Że to
wszystko przestało być ważne. Tylko jego nieziemskie spojrzenie. Lodowate oczy,
bez wyrazu, czujnie śledzące jej najdrobniejszy gest.
Zresztą, z nim
było podobnie. Sasuke również czuł się jak nigdy w życiu… niepewnie. Nie mógł
oderwać wzroku od jej pistacjowych oczu, od pudrowo różowych włosów. To było
dla niego nie do zniesienia. Naprawdę, przenigdy w życiu nie czuł takiej magii.
Tymczasem Haruno
podeszła do nich niepewnie, nadal nie odrywając wzroku od Uchihy. Opamiętała
się dopiero wtedy, gdy intrygujący blondyn złożył jej głęboki ukłon i
przedstawił się pokrótce:
– Moja godność, to
Naruto Uzumaki. Jestem malarzem wynajętym przez państwa Hyuga do sportretowania
całej rodziny razem z moim najlepszym przyjacielem, Sasuke. – wskazał na nadal
oniemiałego bruneta.
– Bardzo mi miło
panów poznać. – uśmiechnęła się pięknie, gdy Naruto ujął jej drobną dłoń i
złożył na niej równie delikatny pocałunek. – Sakura Haruno.
– Uchiha Sasuke –
przedstawił się drugi mężczyzna, również całując jej dłoń tyle że… gdy tylko
dotknął jej bladej skóry swoimi lodowatymi wargami rozbudziły się w nich pragnienia,
jakich nigdy w życiu nie czuli.
Różowowłosa
cofnęła się natychmiast, niczym oparzona. Wiedziała, że i on czuje się podobnie.
Chociaż… właściwie to jak oni się czuli? Ani ona, ani on nie wiedzieli tego w
tamtym momencie. I mimo, że obydwoje główkowali nad tym całą noc nic nie przyszło
do głowy. Tylko ten krótki moment, w którym ich spojrzenia skrzyżowały swoje
tory. Moment, który przeważył nad całym ich późniejszym życiem.
* * *
NO DOBRZE.
PRZYZNAJEMY WAM Z Is RACJĘ, ŻE CZĘŚĆ MIAŁA SIĘ POJAWIĆ POD KONIEC LIPCA I
BARDZO WAS ZA TO OPÓŹNIENIE PRZEPRASZAMY, ALE PRZECIEŻ SAMI WIECIE JAK TO JEST
NIE DOTRZYMYWAĆ TERMINÓW Z POWODU BRAKU CZASU. PRZEPRASZAMY RAZ JESZCZE.
JEDNAK NIE ZMIENIA
TO FAKTU, ŻE JUŻ TO PARĘ RAZ PISAŁYŚMY, ALE MOŻEMY RAZ JESZCZE… WSZELKIE PRÓBY
POGANIANIA NAS W DODAWANIU KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW SĄ BEZSKUTECZNE!‼ WAS NA
PEWNO RÓWNIEŻ IRYTUJĄ KOMENTARZE TYPU „KIEDY NEXT??‼” ITP. WIĘC BARDZO PROSIMY
O OSZCZĘDZENIE NAM TEGO I CIERPLIWE POCZEKANIE. WIĘKSZOŚĆ Z WAS PEWNIE TEŻ MA
BLOGI I ROZUMIE POŁOŻENIE BLOGERA W ROKU SZKOLNYM (JUŻ NIE WSPOMINAJĄC O TYM,
ŻE BARDZO TRUDNO JEST SIĘ TAK WE DWÓJKĘ ZGRAĆ I COŚ RAZEM STWORZYĆ).
PONADTO CIESZY
NAS, ŻE JEST JESZCZE KTOŚ KTO ŚLEDZI NASZEGO BLOGA MIMO TEGO NIEKOŃCZENIA
JEDNOPARTÓW I NIEDOTRZYMYWANIA TERMINÓW. WIELKIE DZIĘKI DLA WAS WSZYSTKICH :*
POZA TYM, ŻE
LICZYMY NA TO, ŻE SPODOBA WAM SIĘ CZĘŚĆ DRUGA „Star crossed” I NA TO, ŻE BĘDZIECIE SOLIDNIE KOMENTOWAĆ TO WSZYSTKO
J DO ZOBACZENIA W CZĘŚCI
TRZECIEJ!
Is i Cierpiąca.
Ahh, no nareszcie! Chciałabym napisać jakiś konstruktywny, długi komentarz, ale pisze z telefonu, więc z góry przepraszam za błędy et cetera ;)
OdpowiedzUsuńRozdział fenomenalny! Wasz styl kojarzy mi się z książka ,,Cukiernia pod Amorem", gdzie autorka pierw pisze w czasach nowoczesnych, by w następnym rozdziale przejść do przeszłości.
Ale wracając do tematu;
Cholernie podoba mi się tu usposobienie Sasuke. Jest dystyngowany, ale jednocześnie otwarty. Krótko mówiąc; z niczym nie przesadziłyście.
A czytając opis wyglądu Haruno miałam przed sobą dziewczynę o NIEIDEALNEJ urodzie, ale równie pięknej ;)
Pozdrawiam ;*
Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się takie "skakanie" w czasie :D Uwielbiam gdy w opowiadaniach ukazane są wspomnienia :) W tej historii jest o trochę jakby magiczne :) Czytając tą notkę czułam się jakbym uczestniczyła w tych wszystkich wydarzeniach. Naprawdę potrafcie zaczarować rzeczywistość, a to jest piękne. Macie ogromny talent!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnej notki :)
Pozdrawiam i życzę weny!
aaaaw super
OdpowiedzUsuńja po prostu uwielbiam takie klimaty, ta kultura :3
nie mogę się doczekać III części :D
pozdrawiam
Kocham tą jednopartówke ale dlaczego tak długo muszę czekać na cz |||? :)
OdpowiedzUsuńBo nikt nie komentuje :)
UsuńTo zacznij pisać nowa część a ja napisze do moich znajomych na blogach żeby zaczeły czytać twojego oki? :*
OdpowiedzUsuńDobrze, tyle że tu są DWIE autorki ;) Wszędzie zaznaczamy, że piszemy we dwie i chciałabym, żeby to uwzględniano.
OdpowiedzUsuńSpoko :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na jednopartówkę :) Nie mogę doczekać się zakończenia tej historii :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejna część :D
Przesyłam pozdrowienia i życzę weny obu autorkom ;)
Kiedy kolejna część? ?
OdpowiedzUsuńOj, skoro tak długo piszecie to na pewno kolejna część będzie świetna, tylko wiecie, że my (wasi fani) umieramy już z ciekawości, co się stanie dalej. Dawać szybko III część, bo piszecie niesamowicie, super przedstawiacie uczucia bohaterów i dobrze opisujecie sytuacje w jakie się znajdują, a przede wszystkim nie spieszycie się z kolejnymi faktami, z kolejnymi wątkami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Świetne opowiadanie. Dobrze się czyta. Mam nadzieję, że doczekam się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co dalej skrywa ta intrygująca historia. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe co dalej skrywa ta intrygująca historia. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe co dalej skrywa ta intrygująca historia. ;)
OdpowiedzUsuń