STAR CROSSED
CZĘŚĆ I
CZĘŚĆ I
Nie mam zielonego pojęcia,
jak to się stało. Nie mam nawet żadnego pomysłu, by wytłumaczyć nasze
zachowanie. To był impuls – gwałtowny przypływ niechcianych emocji. Oboje
powiedzieliśmy, co wiedzieliśmy, zdecydowanie za dużo. W sumie, wina powinna
leżeć po obu stronach – do tego, że zachowaliśmy się jak niedojrzałe małolaty i
ukazaliśmy zupełnie inny, o wiele niższy i bardziej kompromitujący poziom, niż
w rzeczywistości reprezentowaliśmy nie było żadnych wątpliwości. Doskonale
wiedziałam, że nie powinnam aż tak dać ponieść się swoim uczuciom, ale już po
prostu nie utrzymałam tej wiązanki krytycznych słów w swoim wnętrzu,
ubliżających jego osobie. O dziwo, gdy pozbyłam jej się z sumienia, nie zrobiło
mi się lżej na sercu. Żałowałam, ale moja duma zakazywała wręcz mi go
przepraszać. Nie lubiłam tego w sobie.
Mimo wszystko, i tak w tamtym
miejscu i w tamtej chwili… nienawidziłam tego gnoja.
Irytujący, dziecinny gówniarz
bez jakichkolwiek planów na przyszłość… Jak ja mogłam stracić na kogoś takiego
taki szmat czasu? Półtora roku życia zmarnowane… Ta myśl była nie do wytrzymania
– kiedy wyobrażasz sobie, że wasze serca, pomimo znaczących różnic charakterów
i upodobań, pasują do siebie niczym kawałki rozbitego szkła i nic nie jest w
stanie ich rozerwać… To piękne uczucie, prawda? Myślisz, że nic nie może was
rozdzielić i nawet, jeśli się kłócicie, czujesz, że jesteście w stanie
przezwyciężyć każdy spór… Musiałam się do tego przyznać, rozumowałam dość
podobnie. Instytucja miłości w moich oczach wyglądała zupełnie inaczej niż w
jego, ale wciąż marzyłam, niemal wiedziałam, że w niczym nam to nie zaszkodzi.
Jeszcze niecałe dwa lata temu sądziłam, że należę do osób najszczęśliwszych pod
słońcem – nic nie było w stanie zniszczyć mi tego najcudowniejszego wspomnienia
w moim umyśle. Jego krucze, zmysłowe oczy, krzyczące z rozpierającej go
wewnątrz miłości oraz poczucia szczęścia… Jego ręce, splatające się wraz z
moimi dłońmi w jeden nierozerwalny węzeł, symbolizujący prawdziwe uczucie… I te
jego usta, szepczące mi prosto do ucha te dwa, magiczne słowa – KOCHAM CIĘ.
Nie spodziewałam się, że tak
bardzo przyjdzie mi cierpieć za jego wszystkie numery i głupie, niedojrzałe
wyskoki.
Kłótnie pomiędzy ludźmi
powinny naprawiać ich relacje oraz łączyć ich serca jeszcze mocniej, niż dotychczas.
U nas sytuacja taka rzadko się pojawiała – nasze spory nie dość, że zazwyczaj
rozchodziły się o błahostki, nigdy nie budowały naszego związku. Po prostu
kończyło się na zwykłym „przepraszam”. I nic więcej. W punktu widzenia osób
trzecich, to musiała być dość smutna perspektywa – i rzeczywiście, była.
Pospolite przeprosiny, bez żadnego wysiłku, uczucia… To właśnie nasz świat. Czy
my byliśmy toksycznym związkiem? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.
Oczywiście, miał wady i zalety, tak jak ja, ale… miara się przebrała.
Zdecydowanie i definitywnie.
Tyle razy go prosiłam. Tyle
razy mu odpuszczałam. Tyle razy swoje uwagi zachowywałam dla samej siebie.
A teraz, właśnie w tej chwili
byliśmy w muzeum historii sztuki. Wśród naszych przyjaciół i znajomych, którzy
widzieli w nas parę nieidealną, ale stworzoną dla siebie. I chociaż czasami
walczyliśmy o dobrą reputację nas obojga, tutaj wszyscy mogli dostrzec tą
nienawiść, cisnącą gromy wprost z naszych oczu. Tak musi być, myślę. Zdałam
sobie sprawę, jakie błędy popełniliśmy, co zrobiliśmy źle.
Nie zgodzę się, nie
przeproszę, nie wybaczę.
Nie. To już koniec.
Naprawdę koniec.
Tak myślę.
Podeszliśmy grupką do
jakiegoś kolejnego obrazu, nie udało mi się jednak wychwycić nazwiska autora w
tej bezsensownej paplaninie przewodnika. Z własnej wiedzy jedynie umiałam
powiedzieć, że namalował go jakiś impresjonista. Dopiero impresjonizm, pomyślałam, nie przestając piorunując jego
osobę wzrokiem. To było zdecydowanie najlepsze zajęcie, jakie miałam do roboty.
On musiał przerywać, by podziwiać dzieła sztuki – ja nie. Od kiedy interesowała
go sztuka? Nawet nie wspominał nigdy o swoich pasjach! Jak bardzo jego wyznanie
miłości było nieszczere, szczeniackie i nieprawdziwe?
– A teraz przejdziemy do
kierunku w sztuce, jakim była… – zaczął przewodnik, jeszcze bardziej
podekscytowany, niż przy wcześniejszych wystawach malarskich. Niby takie
zaangażowanie w swoje pasje i zainteresowania nas, zmęczonych edukacją
dziewiętnastolatków, powinny odstraszyć i zniechęcić do tego człowieka. Mimo
to, nawet w nim byłam w stanie dostrzec więcej zalet niż w tym gnojku!
Chociażby same dobre chęci już mnie do niego przekonywały, a w tamtym…
kompletny brak życia! Tylko kumple…
– Niechże pan nam da spokój!
– jęknęła niebieskooka blondynka z tyłu, Ino. Tak, moja przyjaciółka. Dobra,
wieloletnia, zaufana. – Naprawdę, jeśli pan nie skończy, wezmę ten głupi
czerwony młoteczek z tej szklanej gablotki i je…
– Ino, zamknij się – burknął
znużony brunet, znany jako Shikamaru Nara. Kolejny kumpel, tym razem jego
najlepszy. Chłopak odwrócił się w jej stronę i popatrzył na nią zdenerwowany i
z wyrzutami, powiększając swoje oczy.
Dziewczyna spojrzała na niego
niezrozumiałym wzrokiem i parsknęła po namyśle:
– No, co ty się na mnie
patrzysz, jakbym ci kanapkę obiecała?[1]
Cała wycieczka wpadła w
niekontrolowany napad śmiechu, nawet nasz wychowawca, Kakashi Hatake,
wykładowca historii sztuki, Sasori Akasuna, oraz jego praktykant, studiujący
plastykę, Deidara. Przybiłyśmy sobie z
Ino żółwika, zaś on zaczął coś mamrotać niezrozumiałego pod nosem. W końcu, to
z jego przyjaciela śmiała się moja koleżanka. Jeden punkt dla Sakury, zero dla
Sasuke.
Wal
się, cepie jeden,
mruknęłam w myślach.
– Cisza! – warknął
przewodnik. – Co za hołota z tych maturzystów? Ludzie, teraz wkraczamy w epokę,
skąd mamy jeden z najbardziej tajemniczych obrazów w Londynie, a wy mi o
kanapkach! Możecie się zachowywać, jak na dziewiętnastolatków przystało?!
– Nie – burknął
krzaczastowłosy blondyn, jeden z moich najlepszych przyjaciół. Lustrował nową
gablotę swoimi lazurowymi oczętami, pełnymi życia i radości. Jego tęczówki
spojrzały się w górę i przeczytały nurt w sztuce, w który właśnie wkraczaliśmy.
– Se-ce-sja.
– Co za bieda intelektualna w
tej szkole panuje! – ryknął nasz informator. – Mówiłem już, że w muzeum panuje
cisza!
– Ale to pan teraz hałasuje –
powiedziałam prosto z mostu, uśmiechając się, niczym cwaniaczek.
– Proszę was, niektórych, tak
ja mnie i Saia, to interesuje – odburknął Książę Smętnego Oblicza[2].
Po raz pierwszy odezwał się głośno. – Tracimy czas.
– To traćmy go dalej, mnie
się to zajęcie podoba – odparłam zgryźliwie, cmokając ustami prowokacyjnie w
powietrzu.
– Sakura, możesz, do jasnej
cholery, przytkać jadaczkę? – zapytał zdenerwowany Uchiha, ciskając zawzięcie
gromami w moją osobę.
– Sasuke, mógłbyś się
przysunąć? – odpowiedziałam mu pytaniem. – Twoja dwumetrowa, wielka postura
ogra zasłania mi secesyjne dzieło sztuki, pacanie.
Jego mina była bezcenna.
– Nie mam dwóch metrów,
idiotko – spojrzał na mnie spode łba. Tak wściekłego jeszcze nigdy go nie wiedziałam.
– Mam metr dziewięćdziesiąt dwa. Jest różnica.
– A ja metr sześćdziesiąt dwa
i wciąż dla mnie jesteś dryblasem, debilu – odburknęłam.
Tak… Nieidealna para stworzona dla siebie, jak powiadał Naruto. Teraz
chyba cała wycieczka, która miała nas za idealny przepis na trwały związek
zdała sobie, że wszystko się kończy. Nawet coś, co było stabilne przez niecałe
dwa lata.
Ale, jak powiadają, kiedy coś
się kończy, coś się zaczyna.
Miałam nadzieję, że i w tej
chwili, z końcem związku z tym ignorantem spotka mnie coś dobrego.
* * *
Nigdy nie spodziewałem się,
że spotkam aż tak irytującą i nieobliczalną dziewuchę! Jej bezustanne
komentarze dotyczące mnie i tego, co robię od jakiś paru miesięcy były już nie
do wytrzymania. Teraz, w obecnej sytuacji nie rozumiem tego, jak mogłem
poprosić o chodzenie taką osobę? Głupi ja. Strzelam, że po prostu zakochałem
się w niej, nie znając zupełnie jej charakteru, który dopiero z biegiem czasu
pokazał mi swoje prawdziwe oblicze. Czyli wredną, egoistyczną i arogancką sukę
nieznającą umiaru w krytykowaniu mnie i innych, a niezwracającą i chyba nawet
nieświadomą własnych wad, których było zdecydowanie więcej niż zalet.
Jednak mimo wszystko uważam,
że ją kocham. Nadal i nieprzerwanie od prawie dwóch lat. Nie twierdzę, że
zmarnowałem czas, będąc w związku z Sakurą – wręcz przeciwnie. Czas spędzony z
tą dziewczyną był najszczęśliwszym okresem w moim życiu… tak sądzę. I co z
tego, że prawie zawsze się kłóciliśmy? Moim zdaniem lepiej jest się kłócić, niż
całkowicie nic nie robić. Takie napięcie w związku czasami dobrze robi …
chociaż w naszym wypadku było to bardziej szkodliwe niż pożyteczne. Niestety.
A w tej chwili miałem jej
ochotę po prostu przywalić. Normalnie. Nie dość, że muszę ją dzisiaj znosić, to
jeszcze przeszkadza przewodnikowi, a tym samym i mi. A mnie naprawdę
interesowała ta wycieczka. Saia również – widziałem tą pulsującą żyłkę na jego
czole i te przymrużone oczy… PIEPRZYĆ MIŁOŚĆ – IRYTUJE MNIE!
Przeszliśmy do kolejnej sali.
Tym razem secesja. Mój ulubiony okres w sztuce, szczególnie w malarstwie.
Otwierano się na nowe tematy, jak na przykład … kobiety. Dobra, żeby nie było –
mi wisiało, co kto maluje, ale tego po prostu do tej pory było mało. Podobało
mi się, że ówcześni malarze tak łatwo przystawali na nowości, nie to co w
baroku czy gdzie indziej.
Przewodnik podszedł to
jednego z najmniejszych obrazów w pomieszczeniu. Na oko może sto na
siedemdziesiąt centymetrów. Posłusznie podążyliśmy za nim. Stanąłem z samego
boku, ale tak by widzieć jak najlepiej. Żeby tylko znowu nie zasłaniać tej
pieprzonej księżniczce. Jednak Haruno, jak na złość stanęła przede mną.
Widziałem ten złośliwy uśmiech. Sam również nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Facet odchrząknął i przemówił:
– To jedno z najlepszych
dzieł nurtu, jakim jest secesja. Dzieło nosi tytuł „Star–crossed”. Zostało namalowane w 1903 roku, przez dwóch,
wtedy dość amatorskich malarzy – zaczął, a gdy wymienił nazwiska zachłysnąłem
się powietrzem. Spojrzałem z obawą na Naruto, który przed chwilą zrobił to
samo. – Niestety nie udało się ustalić imienia modelki… – tu wszyscy zwrócili
na kobietę oczy. Tym razem to Sakura zachłysnęła się własną śliną. A ja, jako
JESZCZE jej chłopak, pomogłem jej łapiąc ją w pasie i jak najdelikatniej
klepiąc w plecy.
– Ogarnij się, kobieto. Tu
jest zakaz hałasowania. – szepnąłem jej z przekąsem do ucha. Podniosłem
odruchowo wzrok na obraz. Zatkało mnie. – Sakura… czy ja o czymś nie wiem?
– O co ci pan chodzi, kurna?!
– warknął Sai. – Przyczepił się pan naszej grupy na złość, czy jak?!
– Nie rozumiem… – mruknął.
– Chodzi o to, – zaczęła
nagle Sakura, poprawiając swoją mikroskopijną kitę i zagarniając grzywkę za
ucho – że to jest Uzumaki Naruto – wskazała na blondyna obok mnie – a to Uchiha
Sasuke. – tu wskazała na mnie. Teraz, to facet zachłysnął się powietrzem. W
czasie, gdy Hatake i ochroniarz doprowadzali go do stanu użyteczności ja
uważnie przyglądałem się kobiecie na obrazie.
Była bardzo podobna do
Sakury, co zapewne najbardziej nami wszystkimi wstrząsnęło. Miała długie,
proste włosy dokładnie w takim sam odcieniu, co mojej dziewczyny, którymi
skutecznie omiatała (zapewne) zakurzoną podłogę. I te oczy… TAKIE SAME – zielone,
przeszywające, w uwodzicielskim wyrazie. Leżała prowokacyjnie na stole, w
chrystusowej pozie z założoną nogą na nogę. Jej głowa zwisała bezwładnie w dół,
pokazując wychudzone ramiona i obojczyki. Pominę to, że była naga. Kompletnie
naga.
Zarumieniłem się. Nigdy, absolutnie nigdy nie
pozwoliliśmy sobie na nic więcej, niż namiętne pocałunki, gdy nikt nie patrzył,
udawanie, że wcale nie zwraca się uwagi na to, że to drugi ma na sobie tylko
skromny kostium kąpielowy i CO NAJWYŻEJ … fantazjowanie, gdy leżeliśmy wtuleni
w siebie. W sumie… to nawet nigdy o tym nie gadaliśmy.
– Nic sobie nie wyobrażaj,
Uchiha. – syknęła mi prosto do ucha Sakura. Może i miała tą swoją zaciętą minę,
ale widziałem to skrępowanie w jej oczach. Czyżby dzieło pokrywało się z prawdą?
Pozwoliłem sobie na łobuzerski uśmiech i stwierdziłem z rozbawieniem:
– Szkoda, bo już się
rozkręcałem.
Prychnęła lekceważąco, ale ja
wiedziałem, że się speszyła – wiedziałem to! Podeszła do reszty klasy, która
zdążyła się już zebrać przy ścianie. Okazało się, że przewodnik zemdlał. Podążyłem
za nią.
Z wszechogarniającego nas
szmeru i krzątaniny dosłyszałem, że dyrektor muzeum został już poinformowany o
niedyspozycji informatora i zaraz do nas przyjdzie. Czekaliśmy cierpliwie,
zdawaliśmy się być spokojni. Ale tylko na zewnątrz – w głowie panowała istna
kakofonia myśli – o co, do cholery jasnej, chodziło z tym obrazem?! Zerknąłem
na Sakurę – była zamyślona. Znałem ją, więc doskonale wiedziałem, o czym
myślała. Zastanawiała się, tak samo jak my. Prawda – „Star–crossed”, secesyjne
dzieło sztuki należało do tych doskonałych. Mimo to, w tym arcydziele
tkwiła intrygująca tajemnica. Sekret, który na nasze nieszczęście i niewiedzę,
dotyczył nas wszystkich.
– No, już, już – usłyszeliśmy
skrzeczenie jakieś starszej pani. Odwróciliśmy się wszyscy, a nasze oczy
wylądowały na, jak się okazało, dyrektorce muzeum.
Zwykła kobieta w podeszłym
wieku, co widać było po jej sędziwej, aczkolwiek przyjaznej twarzyczce. Nie mogła
mieć więcej niż metr pięćdziesiąt, toteż dosyć ciężko się na nią patrzyło,
przynajmniej z mojej perspektywy. Sakura to miała łatwo, znowu. Pomimo swoich
lat, jej włosy – siwe i proste – wciąż utrzymywały się swój blask.
– Wnusiu?! – zdziwiła się
kobieta.
Zaczęliśmy wzrokiem
poszukiwać rzekomej wnuczki kobiety. Szybko zorientowaliśmy się, o kogo chodzi.
Oczywiście, o pannę krytykującą! Widać, różowowłosa nie była zadowolona z
takiego obrotu spraw.
– Babciu… – wycedziła po
cichutku, chowając twarz w dłoniach. – Czy ty aby czasem nie powinnaś być na
emeryturze…? Przecież masz osiemdziesiąt…
Staruszka nie dała jej
skończyć i popatrzyła na nią spode łba, jakby nie spodziewała się po niej
takiego pytania. Wtedy dostrzegłem oczy babuni – dokładnie takie same, jaki
Haruno. Najwidoczniej, to u nich rodzinnie.
– Emerytura mi nie służyła,
nie służy i nigdy nie będzie. Muzeum to moje życie, skarbie – odpowiedziała
kobieta. – Zbyt wiele pracy włożyłam w sztukę, żeby na starość ją porzucać!
I nagle jej inteligentne oczy
wylądowały na mnie. Po moich plecach przeszedł dreszcz grozy – chociaż Sakura
zapewne nie opowiadała babci o swoim strasznym, tępym i beznadziejnym
chłopaku, obawiałem się. Kolejna Haruno, która mnie nie polubi,
pomyślałem. Aż tu znienacka…
– MÓJ BOŻE! KTO TY
JESTEŚ?! JAK SIĘ NAZYWASZ?! – wybuchła, lawina
jej pytań nie ustępowała. Spojrzała najpierw na mnie, a ja stanąłem jak wryty.
Potem zmierzyła swym nieustępliwym wzrokiem Naruto. – KIM WY JESTEŚCIE?! –
krzyczała jak opętana.
– Pani dyrektor, proszę się
uspokoić – próbował opanować kobietę jeden z ochroniarzy. – To przecież zwykłe
nastolatki z liceum na wycieczce…
– Jak się nazywacie?! –
zapytała, jak gdyby nigdy nic, trochę spokojniej.
– Sasuke Uchiha i Naruto
Uzumaki, babciu – odpowiedziała moja dziewczyna, wyprzedzając naszą dwójkę.
Staruszka ponownie
wytrzeszczyła swe ciągle młode i pełne życia oczęta. Przełknęła głośno ślinę i
wzięła duży haust powietrza.
– Jak autorzy „Star–crossed”…
czyżby deja vu?
– Jakie deja vu, do
cholery?! – sarknęła Sakura. – Babciu, o co chodzi?! Co tu jest grane?
Kobieta westchnęła.
– To nie jest historia, którą
można opowiedzieć w piętnaście minut… – odparła. – Nie powinnam wam o niej
opowiadać, ale minęło dziewięćdziesiąt dziewięć lat… Ciociu, mam nadzieję że
mnie za to nie skarcisz – mruknęła pod nosem.
Wymieniliśmy spojrzenia. Już
zapomniałem o złości, jaką żywiłem do różowowłosej. Teraz czekałem tylko na wyjaśnienie
całej tej sytuacji. Jeśli ta sprawa miała okazać się okrutnym żartem, zorganizowanym
za karę przez przewodnika, to do śmiesznych on nie należał.
Usiedliśmy w czwórkę na
jednej z muzealnych ławeczek. To wszystko działo się cholernie szybko. To nieprawdopodobne,
ale… intrygujące. Byłem ciekawy tej historii, ale jeszcze bardziej tego, czemu
kobieta pozująca wygląda jak Sakura.
Staruszka spoczęła
naprzeciwko nas, opierając się o ścianę. U nas zaś, Naruto usiadł pomiędzy nami
– w sumie, bardzo dobrze. Ani ja, ani ona nie chcieliśmy przebywać blisko
siebie.
– Może… najpierw mi
opowiecie, kim jesteście? – zapytała babcia. – To bardzo istotne w tej
opowieści.
Uzumaki od razu wyrwał się do
odpowiedzi. Uwielbiał mówić o sobie – mój najlepszy, troszkę nierozgarnięty
przyjaciel.
– Jestem Naruto Uzumaki –
niemalże krzyknął. – Kim jestem? Nastolatkiem, którego nazwisko za parę lat będą
znali wszyscy!
– Ty wizjonerze jeden… –
mruknęła żartobliwie Sakura.
– Ja jestem Sasuke –
oznajmiłem. – I to w sumie chyba tyle o mnie… A, jestem chłopakiem pańskiej
wnuczki.
– Nie bój się, po tej
wycieczce ten związek będzie jedynie przeszłością – burknęła Haruno.
Kobieta roześmiała się.
– Oj, nie przesadzajcie,
każdy spór się da zażegnać…
– Właśnie! – parsknął
blondyn. – Pani Babunio, zgadzam się z tobą! Ma Babunia absolutną rację!
Staruszka najwidoczniej okazała
się babcią nowoczesną i bez żadnych oporów przybiła symbolicznego żółwika z
Naruto. Nawet nie musiała się pytać, o co mu chodzi, gdy wyciągnął zaciekniętą piąstkę
w jej kierunku.
– Nie byłbym tego taki pewny –
odparłem.
– Jedyna kwestia w której się
chyba zgadzamy, pacanie – odpowiedziała Sakura.
Uzumaki popatrzył na naszą
dwójkę nieprzychylnym wzrokiem. Staruszka wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
Tak, znowu.
– Wiecie, że modelka, która
pozowała do „Star-crossed” miała burzliwy romans z malarzem Uchihą? A, i miała
na imię Sakura. Sakura Haruno – zaczęła tłumaczyć osiemdziesięciolatka. – To
właśnie po mojej ciotuni masz imię, słoneczko…
Kolejny koszmarny fakt,
którego nie byłem w stanie znieść.
– No, i co dalej? – zapytał
zaciekawiony niebieskooki. Chyba tylko jego tak naprawdę ciekawiła ta historia.
Ja i moja dziewczyna chcieliśmy tylko wiedzieć, dlaczego tak się dzieje, co
mamy wspólnego z tym obrazem.
– Ostrzegę was tylko – na
twarzy kobiety natychmiast pojawiła się poważna mina. – Nie jest to opowieść,
kończąca się XXI-wiecznym happy-end’em. I powiem wam jedno – tu swe słowa
skierowała do mnie i Sakury. – Jeśli teraz jesteście skłóceni, sprawię, że już
nigdy nie będziecie chcieli się rozstać…
– Babciu – wycedziła
różowowłosa. – Nie jesteś cudotwórczynią.
– Ja nie – przyznała. – Ale
życie toczy się pewnym wzorem… W ich życiu wzór zakończył się dramatycznie… Ale
nawet największy dramat jest w stanie ocalić coś, co jest na krawędzi upadku… I
ja wam obiecuję… tak będzie z wami… A wszystko zaczęło się w grudniu 1903 roku…
.
Od autorek: Pierwsza część tej jednopartówki
zakończona! Następna prawdopodobnie ukaże się jeszcze w lipcu. Liczymy, że wam się
spodoba, gdyż same uważamy, że pomysł jest dosyć ciekawy i intrygujący. O, i
komentujcie!
Do następego!
[1] Cytat z życia wzięty – lekcja
historii sztuki (xD). Co za ironia, nieprawdaż?
[2] Przezwisko z życia wzięte –
pseudonim mężczyzny, znanego szerzej, jako Rycerz Smętnego Oblicza, Książę
Smętności, vel. Smętny. To on, ze względu na swój zawód, zaszczepił w nas pasję
do tego kierunku w sztuce, jakim jest secesja.
Bardzo chętnie bym przeczytała, ale kwiaty, które znajdują się również pod tłem postów strasznie mnie rozpraszają, a oczy się męczą. Dałoby się to chociaż odrobinę poprawić? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOsobiście, nie ja robiłam szablon, tylko KatD z Malach Tow.
UsuńTroszeczkę to dziwne, gdyż kolumna postów ma swoje własne tło. Może spróbuj proszę ponownie załadować bloga? Może odświeżenie coś da...
Ja również pozdrawiam.
Hm na drugim komputerze tło jest. W takim bądź razie przepraszam i zabieram się za czytanie :)
UsuńRozdział przeczytany :3
OdpowiedzUsuńZajebisty, of kors xD Taką Sakurę to ja lubię xd Wyszczekane laski rlz xD I w ogóle Sasuke... Haha, biedny, musi wysłuchiwać, jaki to on zUy i niedobry xDD Dobrze, że przynajmniej Naruto jakoś łagodzi ich spór... xd
I w ogóle Pani Babunia to spoko babunia xD Kocham ją po prostu! :D
Nie mogę się doczekać nexta ;3 Jestem ciekawa, jak wyglądał ten romans Haruno z Uchihą :D
Także tego... weny życzę i czekam na kolejną część ^.-*
aaaaaaa super ♥
OdpowiedzUsuńnaprawdę fajny pomysł... nie mogę się doczekać następnej części, a w szczególności tej historii :3
mam jeszcze pytanie: będziecie kontynuowały "Bogacz i artystka"?
Muszę przyznać, że to naprawdę świetna historia :D Już nie mogę doczekać się kolejnej notki :) Relacje między Sasuke i Sakurą czasami naprawdę potrafią rozbawić, jednak mimo to wolałabym żeby babunia się nie pomyliła i aby oni po poznaniu tej historii wreszcie zaczęli się dogadywać :D Z niecierpliwością czekam na dalsze pomysły :D Pozdrawiam i życzę weny!
OdpowiedzUsuńWiesz Isabel... czytam to już któryś raz i za każdym razem, gdy czytam "symboliczny żółwik" zaczynam się niekontrolowanie śmiać. Przypomina mi się każda w tym roku szkolnym lekcja w tej nieogarniętej szkole i nasza solidarność... xDDDDD
OdpowiedzUsuń,,– Proszę was, niektórych, tak ja mnie" - jak mnie :D
OdpowiedzUsuńO STARY! Na początku zaczęło się niewinnie, a później... Ja Cię! No brak słów! W połowie tekstu niemal połykałam następne wyrazy, zdania i akapity. Super. Super pomysł, oryginalny! No i jeszcze sztuka - to, co kocham <3
Kiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńehhhh kiedy następna część??
OdpowiedzUsuńmiała być jeszcze w lipcu, a tu już wrzesień
dawajcie szybko next'a, no chyba, że tylko u mnie się nie wyświetla
pozdrawiam
hej pierwsza czesc a juz taka wciagajaca. super historia ciekawa i intrygujaca. sa w zwiazku a juz sie nienawidza chociarz jak to pisalas juz po 2 latach zepsulo im sie . szkoda ale mam nadzieje ze po tej historii wszystko sie zmieni :)
OdpowiedzUsuń