niedziela, 15 września 2013

"Star crossed" część II


STAR CROSSED
CZĘŚĆ II

 

Historia ta rozegrała się w Londynie ponad sto lat temu. To, co się wydarzyło w grudniu 1903 roku na zawsze odmieniło losy niektórych osób. W tłumie ludzi współczesności na pewno znalazłby się ktoś, kto powiedziałby, że to wszystko tylko dla sztuki, ale czy aby na pewno ma rację? Malarze, którzy postawili zwykłą dziewczynę w dość niemoralnej sytuacji dla swojego dzieła… Jak to brzmi? Dość frywolnie i prowokacyjnie, biorąc pod uwagę te realia wczesnych lat XX wieku. To błędne rozumowanie, bowiem ich sytuacja miała zupełnie inne, o wiele głębsze podłoże, niż ludziom mogłoby się wydawać. Nie było to jedynie głupie przeżycie, otwierające przed zwykłymi śmiertelnikami świat nurtu, zwanego secesją. Nie chodziło jedynie o dzieło, jakie stanowiło najpiękniejszą pamiątkę po działalności wielkich artystów. Oni mieli zupełnie inną wizję wszechświata – gdy losy ludzi się krzyżują, wtedy następuje coś, co ich odmienia. Oni to dostrzegli.

Ich dwoje i ona.

Star crossed – to właśnie na kartach ich historii spoczywa ta opowieść. I wciąż będzie. Nigdy nie umrze.

 

*           *          *

 

Dwie zakapturzone postacie podążały uliczkami Londynu. Zamiast śniegu padał deszcz, co sprawiało, że każdemu odechciewało się żyć. Ich płaszcze smętnie wlokły się po błocie, a buty głucho kroczyły, rozchlapując przy okazji uliczną breję na wszystkie strony. Nie oglądali się za siebie ani też nie patrzyli prosto. Szli przygarbieni i jakby nieobecni. Po jakimś czasie niespodziewanie weszli na schody prowadzące do jednego z zapuszczonych i wydających się ziać pustką sklepów, znikając w jego wnętrzu.

Na pierwszy rzut oka wydawało się być ono opuszczone. Ale to tylko pozory. Co prawda, było tu sporo kurzu i gdzie niegdzie walały się jakieś stare rupiecie, lecz poza tym, było tu całkiem przytulnie. Na półkach, które ciągnęły się od podłogi aż do sufitu ustawione były najrozmaitsze puszki, fiolki i przybory, z których każda miała nalepkę z własnoręcznie wypisaną nazwą, zastosowaniem i innymi tego typu rzeczami. Natomiast na zakurzonej i zdecydowanie zniszczonej przez czas ladzie spał młody chłopak.

– Sai, to my. – rzekł jeden z przybyszów, zdejmując z głowy kaptur.

Okazał się on być wysokim, smukłym mężczyzną o kruczoczarnych włosach i dwóch czarnych dziurach zamiast oczu. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie zniecierpliwienia. Przewrócił oczami i podszedł do lady, pukając w nią donośnie.

– Sai, do cholery! – wrzasnął drugi z przybyłych, który w miedzy czasie zdążył pozbyć się swojego okrycia i energicznie podbiec do mężczyzn. Śpiący chłopak otworzył swoje powieki i spojrzał po nich z wyrzutem.

– Czego chcecie? – warknął ospale i poniósł się z niezadowoleniem. Jego hebanowe włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zazwyczaj.

– Tego, co zawsze. Daj nam farby, ty niedouczony ścierwojadzie! – burknął poirytowany brunet. Chłopak za kontuarem przewrócił leniwie swoimi oczętami, ignorując kompletnie narastający gniew swoich klientów. Przecież byli jego stałymi nabywcami nowych artykułów malarskich, to właśnie oni odwiedzali jego sklepik najczęściej i czego się spodziewają? Ludzie się przecież ot tak się nie zmieniają, co to, to nie.

– Nowa obelga, słyszę… – mruknął Sai, przeczesując bladymi dłońmi rozczochrane kosmyki swych kruczych włosów.

– Nie prowokuj mnie – odpowiedział bezlitosnym głosem czarnooki.

– Dobrze, dobrze. Już – załagodził sytuację młody sprzedawca. – Jakich tym razem kolorków nasi wielcy artyści potrzebują?

Tym razem do lady podszedł drugi klient owego sklepu, wierny towarzysz zdenerwowanego zachowaniem Saia bruneta. Okazał się być nim młody mężczyzna o wielkich, lazurowych oczętach, które spokojnie lustrowały otaczającego go środowisko. W jego roześmianych tęczówkach tlił się optymizm, którym był w stanie zarazić każdego – nawet w tak ponury dzień. Jego wygląd także charakteryzował się krzaczastymi, blond włosami – wiecznie rozczochranymi, na których panował ten wszystkim znany artystyczny nieład.

O ironio, tak się stało, że jasnowłosy właśnie był artystą! Brunet także. Obaj byli pasjonatami malarstwa i nic nie mogło ich zniechęcić do tego zajęcia. Nic. Nie było na ziemi takiej siły, która mogłaby wyrwać z ich dłoni drewniane pędzle, puste, wyblakłe płótna oraz marzenia o wielkiej sławie i karierze.

– Ecru… to na pewno, nie? – zaczął blondyn, a gdy uzyskał potwierdzenie od czarnookiego, dodał – Może coś jak głębia oceanu? Masz coś takiego?

– Czyżby chodziło ci o granatowy? – zachichotał Sai.

– Mniej więcej.

– Dobrze, coś jeszcze? – zapytał, idąc pod regał z farbami.

– Może jakiś ciemniejszy odcień brązu? – zaproponował brunet, siadając na ladzie.

– Taki żeś mądry, tak? Taki żeś mądry?! A po cholerę nam brązowy?! Zapomniałeś, że nie posiadamy w ogóle pieniędzy, nawet najnędzniejszej, najdrobniejszej monety? – wybuchnął ten mniej rozgarnięty.

– Jak to nie? A Hyuga? – zdziwił się brunet.

– Słucham, czyżbyście mówili o nas? – usłyszeli rozbawiony głos tuż przy drzwiach. Wszyscy, jak na zawołanie odwrócili głowy w stronę drzwi. Do sklepiku właśnie wkroczyła para. I to wcale nie taka pospolita.

On – w cylindrze i czarnym, matowym płaszczu. Z drogą, drewnianą laską w dłoni, ozdobioną metalową głowicą u góry. Spod płaszcza przebłyskiwała brunatna marynarka, wykonana z kosztownego, aksamitnego materiału, tego samego, co spodnie. Dość wysoki i dobrze zbudowany, ukłonił się sprzedawcy oraz dwóm artystom. Po jego ramionach swobodnie spływały długie kosmyki kasztanowych, prostych włosów. Jego oczy – śnieżnobiałe, cechujące się brakiem źrenic – spoglądały na nich przyjaźnie.

Ona – elegancka szatynka w pięknej, pudrowo-różowej sukni, sięgającej drewnianej terakoty sklepiku malarskiego. Trzymała białookiego zawzięcie za rękę, unosząc kąciki ust ku górze. Jej roześmiana, drobna twarzyczka charakteryzowała się wielkimi, pełnymi życia czekoladowymi oczętami, które zdawały się wypełniać jej towarzysza szczęściem. Jej włosy upięte były w fikuśne, prześmieszne koczki na samej górze głowy. Ludzie patrzyli na jej fryzurę z podziwem oraz zadziwieniem – nie spotykało się na ulicach Londynu wielu takich dam, które zezwalały na wkroczenie kultury wschodu w ich styl.

Brunet, siedzący na ladzie nie wydawał się być zdziwiony ich nagłym przyjściem, w przeciwieństwie do blondyna, którego przybycie Hyugi z brązowowłosą mocno zaskoczyło.

– Dawno się już nie spotkaliśmy, panie Uzumaki… panie Uchiha… – rzekł szatyn, zdejmując swój cylinder.

– Zaprawdę, zbyt dawno – skomentowała jego towarzyszka, śmiejąc się uroczo.

Błękitnooki chłopak wymienił znaczące spojrzenie ze swoim przyjacielem, siedzącym na kontuarze Saia.

– Neji, doprawdy, przyjaźnimy się! – parsknął blondyn. – Nasza znajomość naprawdę trwa już kopę lat, mógłbyś przynajmniej nie zapominać swych dawnych przyjaciół…

– Myślę, że człowiek tak bystry, jak ty, nie byłby w stanie o nas nie pamiętać – odparł spokojnie czarnooki.

– Wybaczcie, Sasuke, Naruto… – odpowiedział zakłopotany Hyuga. – Cóż, to wszystko przez te wielkie zmiany…

Jasnowłosy zdawał się gubić w słowach mężczyzny.

– Sześć miesięcy i już zaznałeś smak wielkich zmian? – spytał, unosząc brew ku górze. – Jak można zmienić swe życie w ciągu półrocza?

Brunet zaśmiał się subtelnie i uśmiechnął się w kierunku pary.

– Coś mówi mej podświadomości oraz intuicji, że owe zmiany mają zdecydowany związek z Tenten… – mruknął Uchiha.

– Mój drogi, intuicję to posiada płeć piękna – rzekł Sai, śmiejąc się.

– O nie, mój przyjaciel zaraz przeistoczy się w swoją wewnętrzną damę! Jak ja będę pracował?! – rozpaczał z teatralną, udawaną dramaturgią Uzumaki. – Czyżby  nie było mi dane zaznać długiego żywota, spędzonego u boku mego przyjaciela-malarza? Dlaczegoż, Boże, tak bardzo mnie karać?! Czyżby karygodne były me starania?!

Brunet spojrzał na artystę spode łba, z zaciętą miną. Jego sine usta wykrzywiły się w prostą niemal linię.

– Doprawdy, po raz pierwszy dochodzą mnie słuchy o tym, iż rzekomo przeistaczam się w niewiastę – odburknął Sasuke. W tonie jego głosu odczuwało się wyraźną irytacje oraz sarkazm.

Mimo to, Naruto nie przejął się zbytnio cynizmem przyjaciela, a wręcz przeciwnie – uśmiechnął się do niego, puszczając jego słowa mimo uszy.

– Doskonale ci wiadomo, że nie chadza w Londynie malarz, który swym ekscentryzmem dorównał ci umiejętnościami oraz siłą imaginacji – powiedział radośnie. – Ale przejdźmy może do spraw Nejiego. Zdaję mi się, czyżby mój drogi przyjaciel miał rację w swych stwierdzeniach?

– Ci artyści… – powiedziała rozmarzona Tenten, nie puszczając dłoni Hyugi. – Waszych dusz nie da się omamić byle kłamstwem.

Białooki objął swą żonę ramieniem.

– Co racją było, racją pozostało – rzekł Neji. – Cóż to były za miesiące… Nie uwierzycie mi zapewne na słowo, gdyż i ja sam w to nie wierzę! Mnie i moją żonę spotkał cud…

Blondyn sprawiał wrażenie mocno zszokowanego. Nie zamierzał nawet kryć swego zdziwienia.

– Wybacz, że ci przerwę… ale ty zostałeś mężem?! Od kiedy? Gdzie? Któż ci na to zezwolił?! Czemuż to my niczego nie wiemy?

Saia i Sasuke rozbawił ten potok niekończących się, pełnych niedowierzenia pytań Uzumakiego.

– Naruto, przyjacielu… – zaczął brunet na kontuarze. Jego poza wciąż pozostawała niezmienna. – To przecież była sprawa dosyć oczywista. Tenten już od samych początków porwała serce naszego panicza z rodu Hyuga…

Uzumaki nie zamierzał jednak się uspokajać. Neji zniweczył jego tok myślenia, zaburzył światopogląd. Dla niego młody spadkobierca linii bocznej tak znanej i szanowanej familii nigdy nie wyglądał na takiego, co by się gonił zawzięcie na pannami. Sądził, że z biegiem czasu przyjdzie taki moment, chwila w jego życiu, kiedy wraz z Sasuke będzie musiał wspomóc swego starszego o rok znajomego w życiu miłosnym. W każdym razie, Naruto nie spodziewał się takiego gwałtownego, szybkiego ruchu ze strony syna Hizashiego.

– Ależ to Neji! Wybacz, mój drogi, ale nie sądziłem, że ktoś taki, jak ty, raczy oddać swe serce komuś innemu… i to płci pięknej – palnął prosto, bez jakiegokolwiek zawahania.

Bezcennym widokiem w tamtym momencie była mina młodego bogacza. Nie zamierzał jednak komentować wypowiedzi blondyna. Tymczasem, jego małżonka zaśmiała się tylko subtelnie, niczym prawdziwa, wychowana dama.

– Naruto… ja to wiem – odparł po chwili Neji. – Ale Tenten odmieniła moją egzystencję, mój byt… Dla osób, które się kocha warto podejmować się próby zmiany na lepsze.

– Cóż, cieszę się, że udało ci się. I to jeszcze w tak młodym wieku… O starość się nie musisz martwić – mruknął Uchiha, uśmiechając się szczerze.

Cała irytacja, jaka wcześniej się w nim znajdowała, znalazła swój upust. Od bruneta biła teraz ciepła aura, przyciągająca i magnetyczna, którą zarażał ludzi, znajdujących się wokół niego.

– Sasuke, mój drogi… Mógłbyś okazać mi tę łaskę i zejść z mojego kontuaru? – zapytał lekko zniecierpliwiony Sai, patrząc na czarnookiego spode łba. – Taki artysta jak ty powinien wiedzieć, jaki mebel służy do siedzenia. Nie jest nim moja lada, wiesz o tym, prawda?

Brunet pokręcił przecząco głową, a nonszalancki, łobuzerski uśmiech nie schodził z jego twarzy. Sprzedawca wywrócił tylko oczami – jak tu przemówił do malarza, który żył we własnym świecie i własnymi regułami? Dla takiego człowieka, który na co dzień obcował ze sztuką, stół prawdopodobnie służył do siedzenia, a sufit zapewne mógłby być podłogą.

Sai poddał się. A niech sobie już siedzi, burknął w myślach.

– To powiedz chociaż, cóż takiego się stało? – zapytał właściciel zapuszczonego sklepiku. – Co daje ci tak wielki powód do świętowania?

– Ja i moja małżonka spodziewamy się dziecka… – odpowiedział przeszczęśliwy Neji.

Kolejna, szokująca dla Naruto wieść.

– Czy tobie zależy na tym, bym ja na atak serca padł przed tobą niczym trup?!

Teraz już wszyscy bez krępacji śmiali się z Uzumakiego. Ale jemu to nie przeszkadzało – on, dusza otaczającego go towarzystwa, miałby się przejąć? Zbyt wielki optymizm od niego bił. Jednym słowem, radosny chłopiec.

– Pogratulowałbyś szczęścia młodej parze! – oburzył się żartobliwie Sasuke.

– Przecież to oczywiste, że im pogratuluję! – odgryzł się Naruto. – Aczkolwiek, bardzo dziwi mnie ten przebieg wydarzeń… ale… skoro Nejiemu szczęście dopisało… to może mnie też coś ciekawego spotka?! O losie, o Boże, podaruj mi talent i sławę malarza, i miłość kobiety, i pięknej duszą i ciałem!

– Doprawdy, chcesz zaznać przygody?

Błękitnooki odwrócił się w stronę Sasuke.

– W życiu potrzebne są barwne doświadczenia – odrzekł blondyn. – Zwłaszcza dla artystów.

Uchiha uśmiechnął się i wywrócił oczami w kierunku przyjaciela. Natychmiast przypomniał sobie, że Sai z przygotowanymi farbami czeka na zapłatę. Naprawdę, cieszył się w duchu, że znał tego chłopaka. Rzadko spotykało się, by nastolatek posiadał tak wielką inicjatywę do tego, by otworzyć własny biznes. A on zrobił to z pasji do malarstwa – kochał sztukę i chciał przy niej trwać, jak prawdziwy pasjonat i artysta. Sasuke podziwiał pracę i zaangażowanie czarnowłosego sprzedawcy. Sam przez całe życie musiał budować wszystko własnymi siłami. Naprawdę, godna poszanowania była praca Saia.

– Ile nas to będzie kosztować? – zapytał ciemnooki, spoglądając na kolegę, liczącego sumę zakupów malarzy.

– Jak zejdziesz z kontuaru, to ci odpowiem, przyjacielu.

Sasuke wywrócił oczami, ale posłusznie zszedł z lady. W tym samym czasie, do Saia podeszli Naruto oraz Neji wraz Tenten.

– Nie musisz tym razem specjalnie dawać nam zniżki – powiedział Uchiha. – Teraz to Hyuga nam fundują przybory oraz artykuły malarskie. A wszyscy dobrze wiemy, jak bardzo dobroduszny jesteś i jak często zaniżałeś dla nas ceny…

– Jesteście stałymi klientami – mruknął chłopak za ladą. – Takich ludzi się docenia. Równie dobrze, moglibyście zaopatrzać się w bardziej profesjonalne materiały u innych znawców sztuki. W Londynie od groma takich person.

Uzumaki natychmiast zaczął sprzecznie kręcić głową. Kompletnie nie zgadzał się z tezą Saia.

– Nie rozumiesz, że jesteś najlepszy? – burknął blondyn. – Mój drogi, nie znam lepszego sklepu z tak wysokiej klasy artykułami. A przy tym, zawsze ciepło witasz swą klientelę. W centralnej części Londynu nie odnajdziesz takiej sympatyczności u sprzedawców i właścicieli, co tu.

– Zgadzam się z przedmówcą – odrzekł Sasuke. – Wiele już w Londynie zwiedziliśmy, można stwierdzić, że znamy metropolię tego miasta, niczym własną kieszeń…

– Mój wuj też posiadał taki sklepik – wtrąciła Tenten. – Jego samego też irytowała atmosfera w Londynie. Ludzie stali się ostatnio tacy nieprzyjemni wobec siebie… To nie do zniesienia, człowiek powinien być dla człowieka, a nie dla siebie…

Sai dyskretnie pokazał kartkę ze swoimi obliczeniami młodemu Hyudze i uśmiechnął się lekko. Neji bez wahania wyciągnął pieniądze i nawet ich nie licząc, wręczył je chłopakowi. Czarnowłosy zaczął je wertować i nagle, z powiększonymi tęczówkami, wbił pełne zdziwienia spojrzenie w szatyna.

– Za dużo – stwierdził. – Zdecydowanie. Toż to cena za piętnaście tubek farb i komplet drewnianych pędzli. Ja naprawdę nie jestem w stanie tyle przyjąć. Niestety, ale nie.

– To za naszych artystów – wytłumaczył bogacz. – Powiedzmy, że to akt wdzięczności od nas z nadwyżką. Nie akceptuję żadnych sprzeciwów z pana strony.

Uśmiech chłopaka poszerzał się, a on sam schował pieniądze. Dawno nikt tak miło go nie potraktował. Znienacka, przypomniała mu się plotka, którą musiał opowiedzieć zaprzyjaźnionym artystom. Musiał, to nie mogło ich ominąć.

– Ach, Sasuke… Naruto… słyszeliście, cóż to za osobistość zaszczyciła Londyn swą obecnością? – spytał Sai, opierając się łokciem o kontuar.

Uzumaki i Uchiha wymienili spojrzenia i jednocześnie pokręcili przecząco głową.

– Nic nam nie wiadomo… – zaczął błękitnooki.

– Podobnież do naszej dzielnicy przyjechała panna z Irlandii, wprawdzie pochodząca z tej niższej klasy społecznej, aczkolwiek… – w tym miejscu sprzedawca ściszył głos – wielu artystów już ozdobiło płótno jej osobą… Muza niejednego malarza, urodzona modelka.

– Po czym to stwierdzasz, Sai, skoro nigdy jej zapewne na oczy nie widziałeś? – spytał się Sasuke, unosząc kpiąco brwi ku górze.

– Po plotkach, które są tak interesujące, iż trzeba je sprawdzić – stwierdził. – Podobno dziewczyna ta cechuje się nienaturalnym włosami… Hyuga ją znają, prawdopodobnie jeszcze dziś stanie się guwernantką najmłodszej panienki, Hanabi.

Neji spojrzał się ze zdziwieniem na właściciela.

– Czyżbyś mówił o Haruno? – spytał młody spadkobierca. – Sakurze Haruno, siedemnastoletniej pannie, mieszkającej całe życie w Irlandii, która stara się o posadę nauczycielki u wuja Hiashiego i cioteczki Yumi?

– Pojęcia nie mam, po nazwisku wam nie rozpoznam – mruknął. – Wiem tylko tyle, że powinniście, jako artyści, ją wyłapać. Może odmieni wasze życia i stanie się waszą muzą… modelką?

 

 * * *

 

Tymczasem, w wielkiej posiadłości Hyuga panowała kompletna cisza. Głowa rodu, wraz z żoną obecnie przesiadywała w bawialni, przy ciepłodajnym kominku. Co jakiś czas słychać było krzątaninę służby, odbijającą się echem po całym pałacu.  Jedna ze pokojowych pani domu, Yumi Hyugi wkroczyła po cichu do salonu i postawiła przed nią tacę z herbatą, mówiąc:

– Proszę Pani, jakaś dziewczyna przyszła i twierdzi, że do Państwa.

– Przedstawiła się? – zapytała kobieta, odkładając swoją robótkę obok filiżanek.

– Tak … niech sobie przypomnę… Haruno? Tak, na pewno. – wydukała.

– O – ożywił się Hiashi. – Nareszcie. Przyprowadź ja tutaj. Natychmiast.

Kobieta posłusznie się oddaliła, starannie zamykając za sobą drzwi.

Nie długo później ponownie zapukała, a usłyszawszy pozwolenie na wejście, wkroczyła, przytrzymując drzwi gościowi domu. Osóbka ostrożnie wkroczyła do wnętrza, a jej obcasy wybiły zmysłowy, typowo kobiecy stukot. Yumi obdarzyła ją surowym spojrzeniem, starając się wyłapać jak najwięcej detali, dotyczących jej zewnętrznej powłoki.

Dziewczyna ta była młoda. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Jej postać była smukła i wydawać się mogło, że krucha. Ubrana w niedrogą suknię, w bławatkowym odcieniu, z wyszukanym, wzorem tych kwiatów, pobłyskującym przy każdym ruchu dziewczyny. Sięgała nie dalej, jak do kostek, odsłaniając jej czarne, wiązane buty, na obcasie, lekko umorusane zimowym błotem. Na czubku głowy miała ciemno – niebieski, dziewczęcy kapelusik, ozdobiony czarną siateczką. Bardzo elegancki dodatek. Jednak nie to było ważne. Bowiem zdziwione oczy państwa domu przykuła twarz dziewczyny.

Twarz, blado – trupia. O obojętnym, aczkolwiek uległym wyrazie. Ostre rysy dodawały uroku całości. Jej włosy, w kolorze fuksji, długie do pasa, zaplecione w niedbałego warkocza zwanego kłosem. Oczy, irytująco kontrastujące z włosami, w kolorze pistacjowym. O zimnym i obojętnym odcieniu. Ponętne, malinowe usta zacisnęła w linijkę. Opuściła ręce wzdłuż ciała, pokazując szczupłe nadgarstki i delikatne dłonie z długimi, smukłymi palcami. Czekała w milczeniu na pierwsze słowa jej prawdopodobnych pracodawców.

Pierwsza zaczęła Yumi.

– Więc, może byś się nam przedstawiła?

– Wypadałoby. – dodał Hiashi.

Minęła dłuższa chwila, nim różowowłosa odezwała się cicho.

– Nazywam się Sakura Haruno. Zgłosiłam się do państwa, z ogłoszenia. Podobno szukają państwo guwernantki.

– Tak, to prawda. – odezwał się pan domu. – I pani sądzi, że się nada?

– Śmiem twierdzić, że owszem. Ukończyłam podstawową edukację z wysokimi wynikami i sama miałam guwernantkę, która nauczyła mnie wszystkiego, co potrzebne kobiecie w dzisiejszym świecie, a także całej użytecznej wiedzy, która sprawia, że można nazywać mnie kobietą inteligentną.

– Rozumiem. – powiedziała kobieta i wskazała fotel obok siebie. – Powiedz nam jeszcze, skąd jesteś?

– Więc, pochodzę z Irlandii. Urodziłam się w nadmorskim mieście Bray, w hrabstwie Wicklow. Moi rodzice są lekarzami i z powodu lepszych zarobków przenieśliśmy się z Bray do Londynu. – odparła Sakura i posłusznie usiadła, dziękując jej skinieniem głowy.

– Lekarze, powiadasz? – mruknęła. – Zawsze byłam pełna podziwu dla kobiet lekarzy. A ty, co o tym sądzisz?

– Ja również zawsze byłam bardzo dumna, nazywając się córką takiej matki. – stwierdziła dziwnie przygnębiona Haruno.

– No cóż, wydajesz się być inteligentną i ułożoną dziewczyną – wtrącił mężczyzna, uważnie przyglądając się różowowłosej.

– To prawda. – dodała jego żona, wstając.

Różowowłosa również wstała. Jej twarz nadal pozostawała w profesjonalnie ułożonym spokoju, jednak oczy zdradzały obawę utraty na wejście do lepszego świata. Państwo Hyuga uśmiechnęli się do siebie niewinnie.

– Posiadasz wszystko, co powinna posiadać guwernantka naszej ukochanej córki – zaczął brązowowłosy, podając jej dłoń, którą delikatnie ucałował – więc nie widzę przeciwwskazań dla tego, by cię na nią przyjąć.

– Witamy cię w naszych progach, Sakuro. – dodała kobieta, uśmiechając się szczerzej.

***

Późniejszym popołudniem, nad dotąd zasnutym mgłą i deszczem Londynem wyszło delikatne, tak bardzo upragnione słońce. Świat od razu wydawał się żywszy i piękniejszy, co jednak nie wszystkich cieszyło do końca.

W pięknej posiadłości rodu Hyuga pewna mała dziewczynka wściekała się na cały świat z byle zachcianki. Mała złośnica od rana doprowadzała wszystkich do szału swoją arogancją i humorami. Właśnie miotała się po swojej ogromnej komnacie, gdy do jej drzwi ktoś zapukał.

– Co? – warknęła lodowato, odwracając nerwowo głowę w stronę wejścia.

Niemalże natychmiast, do pokoju wkroczyły dwie kobiety, czyli Sakura Haruno oraz matka owej złośnicy, Yumi.

– Wyrażaj się, młoda damo. – syknęła starsza z kobiet.

– Będę robiła, co będę chciała. – rzekła zuchwale dziewczynka, podchodząc pośpiesznie do przybyszek – Co to za jedna? – wskazała palcem na różowowłosą.

– To jest twoja nowa nauczycielka, Sakura Haruno. – powiedziała rzeczowo matka, a następnie zwróciła się bezpośrednio do guwernantki – Proszę, Sakuro, pozwól że zapoznam cię z moją młodszą córką, Hanabi. To ją weźmiesz pod swoje skrzydła.

– Bardzo mi miło, panienko Hanabi. – rzekła przyjacielskim tonem młoda Haruno, witając się z nią arcy eleganckim skinieniem głowy.

– To ma być ona? – wrzasnęła dziewczynka. – Myślałam, że będzie ktoś z większym doświadczeniem zawodowym, a nie jakaś byle panienka z ulicy.

– Potraktuję to jako komplement. – odparowała dziewczyna.

– Czy wzbudzę w was oburzenie, jeżeli w tej chwili się usunę? Chcielibyśmy z mężem, żebyście się lepiej poznały i zdaje się, że ani on, ani ja nie jesteśmy wam do tego potrzebni. – powiedziała Yumi na jednym tchu, uśmiechając się przepraszająco i opuszczając pomieszczenie.

Przez chwilę trwało nieznaczne milczenie. Obydwie były równie skrępowane i zażenowane obecną sytuacją. W końcu różowowłosa odważyła się podejść do stolika, przy którym były dwa krzesła, kałamarz z gęsim piórem oraz parę arkuszy papieru.  Gdy szła, po pokoju rozchodził się ten sam rytmiczny stukot, co w salonie. Najmłodszą członkinię z Hyugów tak bardzo urzekł ten dźwięk, że nagle straciła cały swój tupet i złość. Stała jak zaczarowana i wpatrywała się swoimi śnieżno białymi oczami w nową dla niej, intrygującą postać.

– Usiądź proszę. – odezwała się Haruno, nawet nie obrzucając ją spojrzeniem.

Dziewczynka, jak gdyby zaczarowana melodią jej głosu podeszła posłusznie i usiadała na równoległym krześle. Tymczasem, różowowłosa notowała coś pośpiesznie na kartce drogiego papieru bardzo chaotycznym aczkolwiek pięknym pismem.

– Co piszesz… Haruno? – zapytała nieśmiało dziewczynka. Kobieta nie przerywając pisania, podniosła na nią wzrok.

– Piszę co już umiesz i co jeszcze powinnaś. – wyjaśniła powoli. – Gdy twoja matka prowadziła mnie tutaj, wyjaśniła mi bardzo dokładnie, czego do tej pory się uczyłaś. Z całym szacunkiem dla ciebie i twoich poprzednich nauczycielek, ale wygląda na to, że nie nauczyłaś się dotąd niczego szczególnego, tym bardziej ci w późniejszym życiu nie potrzebnego chociażby do pochwalenia się wiedzą. Doprawdy, nie rozumiem… na co młodej panience matematyczne twierdzenia greckich filozofów, budowa silnika i inne takie?

– Zawsze to matuli powtarzałam, ale mnie nie słuchała. I tak naprawdę, to nadal nie umiem niczego poza czytaniem, pisaniem i liczeniem na liczydle. – wyznała zawstydzona Hanabi. Różowowłosa uśmiechnęła się na to ciepło.

– I właśnie dlatego tu jestem.

Zanim Sakura skończyła notować i rozmawiać z dziewczynką nastał już wieczór. Wyjątkowo mroźny, więc cała służba tego jakże ogromnego pałacu została postawiona w gotowości godnej wojska. Kazano rozpalić kominki w całej rezydencji, nawet w nieużywanych pokojach, bibliotece i pomieszczeniu dla sług. Rezydencja Hyugów powoli napełniała się ciepłem.

– Haruno? – zagadnęła dziewczynka, kiedy schodziły po schodach na kolację.

– Tak?

– Powiedz mi proszę, czego się będę uczyć? Jestem bardzo zaintrygowana twoją postawą wobec moich wcześniejszych nauczycieli. Nikt nigdy nie przedstawił mi nauki w taki sposób.

– Ech… – westchnęła – Przede wszystkim nauczę cię kaligrafowania. Kobietę poznaje się po charakterze pisma. Nauczymy się również gry na paru instrumentach, jak harfa, skrzypce czy fortepian. Ponadto koniecznie wprawimy cię w tańcu, ponieważ cóż to za dama, która nie umie tańczyć?

– Naprawdę? –zapiszczała szczęśliwa brunetka – Zawsze chciałam tańczyć tak jak Hinata–san. Ona pięknie tańczy i gra nawet na wiolonczeli. Do tego ślicznie śpiewa i maluje. Mam nadzieję, że kiedyś jej dorównam.

– Kto to jest Hinata–san?

– To moja starsza siostra. – wyjaśniła pośpiesznie białooka. – Zaraz ją poznasz.

I rzeczywiście. W czasie gdy wymieniały pomiędzy sobą te zdania, wkroczyły do jednego z najprzestronniejszych i najbogaciej zdobionych pomieszczeń w całym pałacyku – jadalni. Różowowłosą uderzył wręcz przepych i rozmach, jaki było widać po tej komnacie. Wielki żyrandol ozdobiony setkami większych i mniejszych kryształków górował nad ich głowami. Jednak mimo, że był tak ogromny zdawał się być kruchszy od powoli zanikającej pewności siebie Haruno.

– Och – zaczął zupełnie jej obcy mężczyzna, siedzący przy wielkim stole wraz z innymi, również nieznanymi jej personami. – Któż to, mój drogi Neji? Cóż to za piękna zjawa, nawiedziła wasz dom… Ta niewiasta nie może być prawdziwa, przyprawia moje serce o szybszy ton. Oświeć nas.

– Ach, przepraszam was, mości panowie. – zachichotał nerwowo brunet – Przedstawiam wam, Sakurę Haruno. To nowa guwernantka mojej kuzyneczki Hanabi. Zamieszka z nami i weźmie pod swoje skrzydła wiedzę naszej najmłodszej członkini.

– Guwernantka? Tak młoda? – zdziwił się jeszcze inny mężczyzna.

Gdy różowowłosa przeniosła na niego wzrok… nagle poczuła, że zapomniała jak się nazywa. Że to wszystko przestało być ważne. Tylko jego nieziemskie spojrzenie. Lodowate oczy, bez wyrazu, czujnie śledzące jej najdrobniejszy gest.

Zresztą, z nim było podobnie. Sasuke również czuł się jak nigdy w życiu… niepewnie. Nie mógł oderwać wzroku od jej pistacjowych oczu, od pudrowo różowych włosów. To było dla niego nie do zniesienia. Naprawdę, przenigdy w życiu nie czuł takiej magii.

Tymczasem Haruno podeszła do nich niepewnie, nadal nie odrywając wzroku od Uchihy. Opamiętała się dopiero wtedy, gdy intrygujący blondyn złożył jej głęboki ukłon i przedstawił się pokrótce:

– Moja godność, to Naruto Uzumaki. Jestem malarzem wynajętym przez państwa Hyuga do sportretowania całej rodziny razem z moim najlepszym przyjacielem, Sasuke. – wskazał na nadal oniemiałego bruneta.

– Bardzo mi miło panów poznać. – uśmiechnęła się pięknie, gdy Naruto ujął jej drobną dłoń i złożył na niej równie delikatny pocałunek. – Sakura Haruno.

– Uchiha Sasuke – przedstawił się drugi mężczyzna, również całując jej dłoń tyle że… gdy tylko dotknął jej bladej skóry swoimi lodowatymi wargami rozbudziły się w nich pragnienia, jakich nigdy w życiu nie czuli.

Różowowłosa cofnęła się natychmiast, niczym oparzona. Wiedziała, że i on czuje się podobnie. Chociaż… właściwie to jak oni się czuli? Ani ona, ani on nie wiedzieli tego w tamtym momencie. I mimo, że obydwoje główkowali nad tym całą noc nic nie przyszło do głowy. Tylko ten krótki moment, w którym ich spojrzenia skrzyżowały swoje tory. Moment, który przeważył nad całym ich późniejszym życiem.

 

* * *

NO DOBRZE. PRZYZNAJEMY WAM Z Is RACJĘ, ŻE CZĘŚĆ MIAŁA SIĘ POJAWIĆ POD KONIEC LIPCA I BARDZO WAS ZA TO OPÓŹNIENIE PRZEPRASZAMY, ALE PRZECIEŻ SAMI WIECIE JAK TO JEST NIE DOTRZYMYWAĆ TERMINÓW Z POWODU BRAKU CZASU. PRZEPRASZAMY RAZ JESZCZE.

JEDNAK NIE ZMIENIA TO FAKTU, ŻE JUŻ TO PARĘ RAZ PISAŁYŚMY, ALE MOŻEMY RAZ JESZCZE… WSZELKIE PRÓBY POGANIANIA NAS W DODAWANIU KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW SĄ BEZSKUTECZNE!‼ WAS NA PEWNO RÓWNIEŻ IRYTUJĄ KOMENTARZE TYPU „KIEDY NEXT??‼” ITP. WIĘC BARDZO PROSIMY O OSZCZĘDZENIE NAM TEGO I CIERPLIWE POCZEKANIE. WIĘKSZOŚĆ Z WAS PEWNIE TEŻ MA BLOGI I ROZUMIE POŁOŻENIE BLOGERA W ROKU SZKOLNYM (JUŻ NIE WSPOMINAJĄC O TYM, ŻE BARDZO TRUDNO JEST SIĘ TAK WE DWÓJKĘ ZGRAĆ I COŚ RAZEM STWORZYĆ).

PONADTO CIESZY NAS, ŻE JEST JESZCZE KTOŚ KTO ŚLEDZI NASZEGO BLOGA MIMO TEGO NIEKOŃCZENIA JEDNOPARTÓW I NIEDOTRZYMYWANIA TERMINÓW. WIELKIE DZIĘKI DLA WAS WSZYSTKICH :*

POZA TYM, ŻE LICZYMY NA TO, ŻE SPODOBA WAM SIĘ CZĘŚĆ DRUGA „Star crossed” I NA TO, ŻE BĘDZIECIE SOLIDNIE KOMENTOWAĆ TO WSZYSTKO J DO ZOBACZENIA W CZĘŚCI TRZECIEJ!

Is i Cierpiąca.