Wysoki brunet o
kruczoczarnych, znudzonych oczach siedział właśnie w fotelu, obitym czarną,
matową skórą, z nogą założoną na nogę, w śnieżnobiałej koszuli, ciemnych
spodniach oraz szarej, niedopiętej marynarce. Z jego wyrazu twarzy można było
wywnioskować, że nie należał do najszczęśliwszych osób na świecie, przynajmniej
w tej chwili. W jego spojrzeniu tliła się arogancja, jednakże była to maska,
którą nakładał na co dzień.
Miał wszystko. I to nie był żart. Jego rodzina była jedną
z najmożniejszych familii w japońskim mieście, Konoha. Nie tylko jego
przodkowie założyli to miasto, ale też w ciągu kilkudziesięciu, a może nawet
kilkuset lat sprawili, że nazwisko Uchiha zawsze kojarzyło się z
dostojnością, wyższymi sferami i dumą. Bo przecież bycie Uchiha to zaszczyt…
Brunet miał co do tego odmienne zdanie.
Nienawidził tego hałasu związanego ze swoim rodem. Byli
na pozór idealni, ale tak naprawdę nie wyróżniali się niczym szczególnym.
Niczym szczególnym, oprócz tych wszystkich wielkich bankietów, które
organizowali co trzy tygodnie, balów, na które ich zapraszano w pierwszej
kolejności i sztywnych konferencji, w których jego najbliższa rodzina musiała
uczestniczyć.
– Hej, Sasuke – z potoku myśli chłopaka wyrwał go
dziewczęcy głos, przepełniony radością.
Do salonu nagle wparowała niewysoka dziewczyna, o
wielkich jasnoniebieskich oczach, które okalał wachlarz kruczych, podkręconych
rzęs. Jej długie blond włosy, zazwyczaj spięte w wysoki koński ogon, były dzisiaj
odświętnie rozpuszczone, a dwa przednie pasma zostały delikatnie podkręcone.
Zresztą, czego można się było spodziewać – jej fryzura zawsze była dopracowana
w najmniejszym calu.
–
Ino… – mruknął pod nosem, sięgając po papiery urzędowe ze stołu, byle tylko
sprawić wrażenie zajętego.
Niestety,
nie zmylił on dziewczyny, a wręcz przeciwnie – nakłonił ją do tego, by wyrwała
subtelnie arkusze papieru z jego dłoni i zajęła miejsce na jego kolanach. Tylko
jej miejsce już od czterech, długich lat. Ino Yamanaka – właśnie tak nazywała
się jego dziewczyna. Od lat była znana jako wierna towarzyszka młodszego Uchihy
na balach, przyjęciach, [1] brunchach… Nie potrzebował tego, jednak jego życie
było już ukształtowane przez osoby trzecie. Musiał przeboleć blondynkę – w końcu, był z nią jedynie z przymusu. Nie
wierzył nigdy w prawdziwą miłość i na razie nie zamierzał.
–
Sasuke, nie zajmuj się dzisiaj bezsensownymi sprawami… – zaczęła, gładząc go
delikatnie palcami po chłodnym policzku.
–
Wybacz, Ino – powiedział. – Ale obiecałem ojcu, że to przejrzę to. Jest
przemęczony, ciągła praca w dzień, a potem te wszystkie imprezy w nocy…
–
Cóż, jest najbardziej cenionym prawnikiem w mieście, tak jak reszta twojego
kuzynostwa, wujków i brat, oczywiście – stwierdziła blondynka. – Mało jaki
prawnik odnosi takie sukcesy, by założyć własną kancelarię… Nie schodzicie z
rankingów już od paru ładnych lat, zawsze zajmujecie pierwsze miejsca w prasie
i mediach.
Nie
znosił, gdy przypominała mu o sukcesach jego rodziny. Zwłaszcza, że nie była
taka głupia na jaką mogła wyglądać. Doskonale wiedziała, jaka sytuacja kroiła
się na rynku i za każdym razem, gdy Sasuke chciał na spokój w czymś pomóc,
musiała coś od siebie dodać.
Czy teraz wszystkie dziewczyny są takie?, pomyślał w duchu,
wzdychając cicho.
–
Ale proszę, nie dzisiaj – zaczęła. – Chyba wiesz, co dzisiaj jest… – jej
umalowane delikatną różową pomadką usta wykrzywiły się w szeroki uśmiech,
odsłaniając jej równie, śnieżnobiałe zęby.
Brunet
popatrzył na nią pytającym wzrokiem. Może był jeszcze trochę za młody na pracę
w kancelarii, którą oczywiście wybrał mu ojciec, ale też miał dużo na głowie,
zwłaszcza, gdy oferował swoją pomoc Itachiemu oraz innym kuzynom. Jednakże,
nawet narzekając na nawał pracy, nigdy o niczym nie zapominał. Gdy trzeba było
się stawić na bankiet, zawsze przychodził równo z czasem. Gdy trzeba było
wykonać jakieś poprawki w projektach i rozliczenia za rozprawy, od razu się do
tego zabierał i kończył w imponującym tempie. A jednak… czyżby coś go ominęło?
Czyżby coś zaginęło w jego umyśle przez ten cały pośpiech?
Ino
zachichotała głośno i cmoknęła bruneta w policzek.
–
Ech, jesteś taki uroczy, kochanie – powiedziała. – Dziewiętnaście lat na karku
już masz, wiesz?
Wspomnienia
w jego głowie zaczęły się powoli łączyć w jedną, logiczną całość. Nerwowo
oderwał znużony, a jednocześnie nieobecny wzrok od dziewczyny i spojrzał na
wiszący w salonie kalendarz z rodzinnymi fotografiami Uchihów. Doskonale
pamiętał, jak bardzo chciał się sprzeciwić temu pomysłowi, ale nie – pokazanie
swoich twarzy na zdjęciach, zrobionych przez jednego z najsławniejszych
fotografów w Japonii było ważne, by móc zaimponować śmietance towarzyskiej, do
której należał. Nawet nie pamiętał nazwiska tego gościa, więc co to była za
sława?
–
Wszystkiego najlepszego – szepnęła mu czule do ucha, nie mogąc wytrzymać tej
napiętej chwili głuchej ciszy, która pomiędzy nimi zapanowała.
Chciała
być oczkiem w głowie dla Sasuke, zabiegała o jego względy, czuła, że musiała
być w centrum jego zainteresowania. Jego chłodne, acz piękne spojrzenie, jego
obezwładniający ciało dotyk, jego przyciągające usta napierające na jej – miała to już od czterech lat i wciąż żądała
więcej. Jednakże nigdy nie czuła, że mogłaby go stracić. Do czasu…
Nagle
przyparła do ułożonych w prostą linię warg chłopaka i przypieczętowała ich
związek namiętnym pocałunkiem. On również go odwzajemnił, jakże by inaczej,
aczkolwiek nie robił tego z taką samą pasją, jak blondynka. Dziewczyna
próbowała napierać na Sasuke, z początku wychodziło jej to dość opornie, jednakże,
po krótkiej chwili zmusiła go do oparcia się całymi plecami do fotela. On zaś,
złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie, nie przestając jej całować. Ino
nagle zaczęła rozpinać koszulę młodego Uchihy i gładziła jego umięśniony, boski
niemal tors, przypierając do niego całą swą klatką piersiową. Sasuke splótł
swoje ręce na kości ogonowej blondynki, a jej dłonie natomiast, powędrowały do
tyłu, a dokładniej do miejsca, gdzie było zapięcie od jej ulubionej, fiołkowej
sukienki do połowy ud bez ramiączek. Brunet nagle usłyszał powolne, ciche
rozsuwanie suwaka, wszytego w ubranie dziewczyny, chciał ją powstrzymać, jednak
opór był bezcelowy. Oderwał się od jej ust, podczas gdy ona zsuwała z jego
ramion białą koszulę, poczym przyssał się swoimi wargami do jej szyi. Nie do
kończyła zdejmowania swej fioletowej sukienki, gdy nagle oboje usłyszeli
donośne stukanie o podłogę w przedpokoju, roznoszące się po całym domu.
Ino
natychmiast zsunęła się z kolan swojego ukochanego, zapinając suwaczek,
poprawiając fryzurę i gładząc miejsce na swoim karku, w którym do nie tak dawno
znajdowały się usta Uchihy. Sasuke natomiast, szybciutko zapiął guziki od
swojej jedwabnej koszuli, dotknął chłodnymi dłońmi rozpalonych policzków i
odchrząknął nerwowo, poprawiając swoją grzywkę tak, by nie wchodziła mu na
oczy.
–
Co się chowacie, gołąbeczki? – zapytał męski, przyjazny głos, a w wejściu od
salonu pojawił się brat Sasuke, Itachi Uchiha, również prawnik. Był uważany za
najlepszego adwokata w mieście, zaraz po Fugaku. Jego talent był doceniany nie
tylko w japońskiej branży adwokackiej, ale także światowej. – Myślicie, że ja
nie słyszałem, co wyście tu odprawiali?
Ino
zaczęła nerwowo się drapać w głowę, a jej drobną twarzyczkę o jasnej karnacji
oblał różowy rumieniec. Sasuke zaś, popatrzył na brata karcącym wzrokiem, a
jego krucze oczy stały się jeszcze chłodniejsze niż wcześniej. Itachi tylko
zaśmiał się, podszedł do swojego młodszego braciszka i pogłaskał go po głowie,
czochrając te jego zmierzwione od wiatru, czarne włosy.
–
Oj, Sasuke, nie obruszaj się tak – starszy Uchiha uśmiechnął się szeroko w
stronę bruneta. – Wszystkiego najlepszego z okazji dziewiętnastych urodzin,
bracie.
–
Dziękuję – odparł pesymistycznie Sasuke. – Miło, że pamiętaliście.
Szkoda, że ja sam musiałem sobie o tym
przypomnieć, pomyślał, będąc wściekłym w duchu. Cholera…
Sprawa
z Ino zachodziła coraz dalej, niż on sam tego by chciał. Zawsze próbował być
niedostępny na wszelkie jej prośby i próby oddania mu się, ale tym razem miarka
się przebrała. Właśnie uległ jej pokusom i nie wiadomo, jak by to się
skończyło, gdyby nie nadejście Itachiego. Był mu za to strasznie wdzięczny, ale
czuł, że nie uda mu się dłużej wymijać z tym tematem blondynki.
Dlaczego
wszystko musiało się z roku na rok komplikować coraz bardziej?
–
Itachi, wiesz, że zapomniał o swoich urodzinach? – palnęła blondynka, jakby to
było coś uroczego.
Starszy
brunet zaczął się śmiać cichutko i poklepał młodszego brata po plecach.
–
No cóż, obyś nie zapomniał, mój drogi, o bankiecie, który zorganizowała mama,
specjalnie na tę okazję – przypomniał mu długowłosy.
Ciemne
oczy Sasuke natychmiast się powiększyły. Jeszcze tego mu brakowało do tego
wszystkiego. Ciemnowłosy niesłyszalnie przełknął ślinę i wziął głęboki haust
powietrza.
–
A kogo zaprosiła mama? – zapytał po napiętej chwili milczenia, co dość
zmartwiło blondynkę w duchu.
W
końcu, Sasuke może momentami był oschły, ale zawsze szybko gnał do przodu. Co
to dla niego był zwykły bankiet – tak jeszcze przed chwilą myślała Ino. Teraz
zauważyła, że coś zaczyna się w jej chłopaku zmieniać. Myślała, że zna go na
wylot, jak zawartość własnej torebki – przecież znali się odkąd skończyli po
trzy lata i oboje zaczęli brać lekcje z ćwiczenia perfekcyjnej dykcji u tej
samej instruktorki.
–
Z tego, co mówiła, to wysłała zaproszenia do rodziców Ino, Hyugów, Senju, Narów
i Akimichich – wyrecytował jakby z pamięci Itachi. – No, i oczywiście, nie
można zapomnieć o wszystkich klientach ojca z rodzinami z japońskich wysp.
–
Bankiet odbędzie się w domu, prawda? – zapytał niepewnie Sasuke. Po jego
rodzicach można było się spodziewać wszystkiego, zwłaszcza, że ostatnie
przyjęcie urodzinowe dla ich najmłodszego syna urządzili na jachcie, opływając
dookoła Japonii.
– Spokojnie, nie będzie żadnych morskich
wycieczek, żeglarzu – uspokoił brata starszy Uchiha.
– A szkoda, bo przyjemnie się tobą zajmowało
podczas twojej choroby morskiej – mruknęła radosnym tonem Ino, cmokając
czarnookiego chłopaka w policzek i splatając swoje ręce wokół jego karku.
Itachi znów się zaśmiał i odwrócił się na
pięcie.
– Idę do gabinetu – oznajmił. – Nie żebym miał
jakieś wątpliwości, ale trochę się obawiam zostawić was tutaj… Samych…
– Itachi! – zawołała zbulwersowanym tonem
blondynka, zakładając ręce na klatce piersiowej. – Trochę już przesadzasz,
wiesz?
– Życzę wam miłego dnia – odparł, wychodząc z
pomieszczenia.
Wbrew tego, z jakim ciepłem traktował
dziewczynę swojego brata, nie przepadał za nią. Dlaczego? Bo wiedział, że jest
inna, jakaś lepsza, która mogłaby pokazać Sasuke, jak naprawdę żyć. Niestety,
jego kochany braciszek nie znał żadnych innych dziewcząt, prócz tych ze swojego
sielankowego towarzystwa. Wprawdzie, była Hinata Hyuga i jej młodsza siostra,
Hanabi, ale nawet one – jedne z najnormalniejszych osób z całej tej zepsutej
elity, nie byłyby odpowiednie dla bruneta, tkwiącego w tym wszystkim od
urodzenia.
Itachi miał to szczęście, że pozostały w nim
jeszcze resztki pogody ducha i radości z życia – jednak Sasuke trzeba było tego
nauczyć. W przeciwnym razie, miał szanse, by stać się taki, jak reszta –
pustym, egoistycznym snobem, mającym fobię na punkcie pracy, nowych klientów i,
co najważniejsze, pieniędzy, które niestety, stanowiły jedyną wartość w tym
zniszczonym świecie.
***
Szedł ulicą szybkim krokiem, myśląc o całej tej
sytuacji. Na szczęście, udało mu się zostawić Ino w domu wraz z panią Tamurą –
służką, pracującą w domu Uchihów oraz panem Nagase, projektantem wynajętym
przez jego matkę, Mikoto, wykonującym w pierwszej kolejności projekty dla
rodziny Sasuke. Głównie z tego słynął i to był powód jego wielkiej sławy. Bili
się o niego inni gwiazdorzy, jednak on wciąż pozostawał z familią adwokatów.
Pochłonięty swoimi myślami, które nieposłusznie
gnały w przód, nie zauważył, że ktoś szedł dokładnie naprzeciwko niego, aż w
końcu się spotkali. Młody brunet, jubilat dnia dzisiejszego poczuł ciężki ucisk
na jego nowiutkich, skórzanych, włoskich butach z podłużnymi czubami, a na jego
torsie wylądowały jakieś ramiona i drobna głowa. Niestety, chłopak był zbyt
zamyślony, by w porę złapać dziewczynę, dlatego też upadła ona z hukiem na
chodnik, zdejmując swoje nogi z jego ubrudzonych już pantofli.
– Pozwól, że zapytam – zaczął dość gwałtownie.
– ale czy ty wiesz, po której stronie się chodzi?
– Oczywiście, że wiem, baranie – prychnęła,
wyzywając Uchihę.
Szczerze go to zdziwiło, gdyż nie było osoby na
ulicy, która nie rozpoznałaby jego twarzy, stale lądującej w prasie i mediach
wraz z innymi członkami rodu. Wiązało się to z tym, że brunet nigdy nie został
uraczony jakąkolwiek obelgą. Aż do teraz.
– Może to ty byś popatrzył, jak chodzisz! –
krzyknęła w jego stronę.
– Mam ważniejsze sprawy na głowie niż nędzni
przechodnie – mruknął, a dziewczyna posłała mu piorunujące spojrzenie.
– To że jesteś sobie jakimś cholernym Uchihą
nie oznacza, że masz innych traktować jak śmiecie – odparła.
A jednak wie, kim jestem, pomyślał. Obraziła mnie,
wiedząc, że należę do Uchihów?
Sasuke prychnął arogancko, ignorując kompletnie
to, co przed chwilą powiedziała dziewczyna i z wielkim oporem wyciągnął swoją
dłoń w jej kierunku, tak jak mu kultura nakazywała. Niechętnie złapała jego
rękę o jasnej, niemalże mlecznej karnacji i wstała, otrzepując kolana i
pośladki
Wtedy Sasuke postanowił się jej przypatrzeć.
Niezbyt wysoka, może o centymetr lub dwa wyższa od Ino, o prostych,
wycieniowanych, różowych, upiętych w luźny, niedbały koński ogon. Odnosił
wrażenie, tak jakby nie przejmowała się swoją fryzurą, a mimo to efekt, który
nią osiągnęła idealnie oddawał jej naturę. Patrzyła na niego swoimi wielkimi,
inteligentnymi oczami, barwą złudnie przypominających małe szmaragdy. Uwagę
chłopaka przykuł również ubiór dziewczyny – zwykły, biały t-shirt, czerwone,
przetarte dżinsy oraz czarne glany, sięgający do połowy łydek.
– Dziękuję – mruknęła cynicznie, wymijając
Sasuke szybko i znów kierując się w swoją stronę.
Głos chłopakowi uwiązł w gardle. Taka zwykła,
normalna, szara dziewczyna, a mimo to taka inna, niż by przypuszczał.
Ale co ona go może go obchodzić?
***
Bankiet odbywał się pomyślnie według planów
Fugaku i Mikoto. Goście ze wszystkich rejonów Japonii i Konohy zjeżdżali się do
ich willi. Pierwsi, oczywiście zagościli rodzice młodej Yamanaki, a następnie
do drzwi ich posiadłości zapukała nieśmiało Hinata Hyuga i jej siostra, Hanabi,
wraz z rodzicami i kuzynostwem. Obie rodziny przyszły przed wyznaczonym czasem
– nikt z zaproszonych nawet nie śmiał o spóźnieniu się chociażby minut na party
Uchihów. To tylko potwierdzało, jak świat drżał przed ich nazwiskiem.
Sasuke wciąż siedział w swoim pokoju, opierając
bladą twarz o zimne dłonie. Ubrany w czarny,
aksamitny garnitur i włoskie, świeżo wypastowane pantofle. Szlak by to
trafił, pomyślał, wzdychając głośno. Desperacko chciał się stąd wyrwać,
chociażby nawet przez wielki balkon w widokiem na port i czysto lazurowe morze.
Jednakże zaaranżowane przeze jego rodziców życie i zasady, które mu wpajali od
najmłodszych lat kategorycznie mu zabraniały to zrobić. Przecież to nie w stylu
bogaczy.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zerwał się
gwałtownie z łóżka, na którym siedział i ruszył w kierunku pozłacanej, klamki.
Pociągnął ją w swoim kierunku i jego oczom ukazała się matka – szczupła, wysoka
brunetka o tych samych oczach, co jej synowie. Ubrana w długą, cekinową
granatową suknię na ramiączka, uśmiechała się przyjaźnie do swojego syna. Ona i
Itachi należały do jedynych osób w jego rodzinie, którzy jako jedyni ze
śmietanki towarzyskiej nie byli zepsuci i z szacunkiem traktowali wszystkich
ludzi, nie ważne, jaka dzieliła ich sytuacja majątkowa.
– Witaj, mamo – przywitał Mikoto, przymuszając
się do uśmiechu. Wprawdzie była normalna w całej tej zgrai, stworzonej przez
bogatych przyjaciół ojca, ale niestety, uwielbiała organizować wszelakie
brunche, przyjęcia i bale. To było jedno z jej ulubionych zajęć.
– Sasuke – zaczęła. – Goście już czekają na
ciebie… Zejdź na dół, Ino się martwi…
– Dobrze, mamo – powiedział przygaszony.
– A, żebyś się nie zdziwił – zaczęła. – Ale w
trakcie bankietu może zawitać do nas pewna dziewczyna, która od jutra
rozpocznie pracę u nas, jako młodsza pomocnica pani Tamury…
– Jak się nazywa? – zapytał z ciekawości.
– Wiem, że na nazwisko ma Haruno – oznajmiła
Mikoto, uśmiechając się coraz szerzej. – Kojarzysz może?
– Nie – zaprzeczył. – A wiesz może, o której ma się stawić?
– Daliśmy jej przedział czasowy – odparła. – Ma
czas od siedemnastej trzydzieści do dziewiętnastej.
Sasuke z ciekawości spojrzał na swój srebrny,
metalowy zegarek na lewej dłoni. Osiemnasta dwadzieścia jeden. Od dwudziestu
jeden minut trwał już bankiet. Dziewczyna miała trzydzieści dziewięć minut, by
przyjść. Z jakiegoś powodu, chciał ją poznać. Nie potrafił sam sobie tego
wytłumaczyć, nawet nie zamierzał. Bo po co, skoro to tak niczego nie zmieni?
Posłusznie zszedł z matką na dół. Gdy tylko
goście go zobaczyli, natychmiast zaczęli klaskać donośnie, a na ich twarzach
zagościły szerokie uśmiechy. Ino natychmiast się ożywiła, widząc swojego
chłopaka i podbiegła do niego, witając go namiętnym pocałunkiem. Wszyscy
zaczęli gwizdać, a brawa natychmiast stały się głośniejsze i żywsze. Sasuke
odciągnął od siebie delikatnie Yamanakę, spoglądając ciemnymi oczami po
salonie. Zobaczył kilka swoich znajomych, których umysły nie były tak
chrobotliwie czułe na słowo „pieniądze”, byli to między innymi główna
spadkobierczyni rodu Hyuga, Hinata, jej siostra, Hanabi oraz kuzyn, Neji,
leniwy, acz nad wyraz inteligentny Shikamaru Nara oraz bardziej puszysty
chłopak, o ciepłym, pogodnym usposobieniu, Choji Akimichi. Rodzice tych dwóch
ostatnich byli jednymi z najlepszych klientów Fugaku, toteż logiczne było to,
że kiedyś połączą ich więzy nie tylko interesów, ale również i dobrej
przyjaźni.
– Tak uroczo razem wyglądają…– usłyszał Sasuke,
na co odchrząknął głośno.
– Oczywiście, że tak… – dopowiedział ktoś
półtonem. – Zresztą, pewnie i tak młoda Ino niedługo będzie Uchihą…
– Co masz na myśli, moja droga?
– Słyszałam, że pan Fugaku coś planuje,
chciałby pewnie połączyć familię Uchihów i Yamanaka… – zaczęła, szepcząc. Mimo
to, brunet słyszał ją doskonale. – Czego tu się dziwić? Dzieciaki są już parą
od czterech lat, w towarzystwie pokazują się razem od jedenastu… Ich miłość
kwitnie, trzeba to wykorzystać…
Jaka miłość, kobieto?, pomyślał w duchu, drżąc ze
zdenerwowania. Tutaj nie ma żadnej miłości, do cholery. Jej słowa go
przeraziły. Miał dopiero dziewiętnaście lat, a już chcą, żeby brał ślub? Z nią?
Przecież taką decyzję powinien podejmować on i tylko on! Co z tego, że
zaaranżowali mu całe życie, skoro istnieją pewne granice? Najwidoczniej nie dla
nich, kiedy przekraczali je sobie beztrosko, nie zważając na uczucia swojego
syna. Miał szczerą nadzieję, że to tylko głupie plotki - w końcu, nie powiedzieli mu tego w prosto w twarz, więc mógł w to wątpić. Jednakże, obawiał się poznania prawdy.
– Sasuke, idź, przywitaj się z gośćmi –
zaproponowała Ino, mrucząc do jego ucha aksamitnym tonem, pełnym wdzięku.
Sasuke zastygł w bezruchu, niczym posąg. Nie
wiedział, co o tym wszystkim myśleć, aż nagle, w salwach śmiechów i pogodnych
nastrojów gości usłyszał pukanie do drzwi. Wystrzelił ze schodów niczym
błyskawica, by prześcignąć panią Tamurę, która, tak samo jak on, kierowała się
do wejścia. Jednakże on był szybszy, chwycił za mosiężną, posrebrzaną klamkę i
pociągnął ją w dół.
– Paniczu Sasuke, proszę, ja się tym zajmę –
zaczęła dobiegająca z korytarza służka, jednakże brunet kompletnie ją
zignorował.
Wtem momentalnie wszyscy obecni odwrócili się i
spojrzeli zdziwieni na młodszego Uchihę. W oczach większości malował się szok –
trzy czwarte tego snobistycznego towarzystwa nigdy by nawet nie zaczęło się
zajmować namiastką tego, co wykonywała za nich służba. Zwłaszcza Uchiha. Od
kiedy Sasuke pomaga swojej służącej w obowiązkach? Przecież nie jest żadnym
lokajem.
– Sasuke, kochanie, przestań… – zaczęła Ino,
przerywając tą długą dość chwilę ciszy z napięciem, unoszącym się w powietrzu.
A mimo to, on jej nie posłuchał i uchylił drzwi
w swoją stronę. Spojrzał i… oniemiał z wrażenia. W wejściu stała dziewczyna,
podejrzewał, że była to właśnie owa Haruno – nowa prawa ręka Tamury. Natychmiast
powiększył swe krucze oczy i przypatrzył się dokładniej, pocierając zimnymi
dłońmi powieki. Nie, to nie było deja vu. Przed posiadłością Uchihów
stały te same, czarne, matowe glany, które kilka godzin wcześniej podeptały i
ubrudziły jego pantofle.
– Dobrze trafiłam? – zapytała, wpatrując się w
kartkę z niechlujnie zapisanym adresem . Nagle uniosła swe zielone oczy znad
małego, kwadratowego, pogiętego arkuszu papieru i popatrzyła na Sasuke
zdziwionym wzrokiem.
– To ty… – szepnął.
– A ciebie w tych drzwiach spodziewałam się
najmniej – powiedziała cichym tonem.
*~*~*
Pozdrawiam was i życzę miłego dnia :*
Isabel.